Odwiedziny u abp. Lęgi. Spotkanie z Markiem i Tatianą

 
 
 

Kiedy piszemy ten tekst, jest tuż przed północą. Ks. Jarek wraca z posługi kapłańskiej, był bowiem pod Mińskiem Mazowieckim, w domu Marka i Tatiany. Tatiana pochodzi z Białorusi. Mają 3,5-letniego synka Jasia.  Marek jest rzymskokatolikiem, a Tatiana wyznania prawosławnego. Poznali się 6 lat temu i tak się zaczęła ich wspólna droga, ale bez sakramentalnego związku małżeńskiego. Jednak w ich sercach wciąż pozostawała przez te lata tęsknota za Bogiem. Przyjechali kiedyś razem na nabożeństwo, które ks. Jarek celebrował gdzieś w Polsce. Przyjechali z ciekawości. I tam Pan Bóg dotknął ich serc. Rozpoczęła się żmudna droga  budowania więzi z sobą, ale chcą by fundamentem tej więzi i miłości stał się na nowo Bóg. U Marka rozpoczął się proces nawrócenia – zerwania z grzechem i z nałogiem. Jak sam mówi, ten proces będzie trwał długo. Pomaga mu w tym Tatiana, która przyjęła pod dach ich domu św. o. Charbela – więcej, oni zaprosili go razem. U Marka w biurze i zakładzie wśród wielu dokumentów, w różnych miejscach spotkać można obrazek św. Charbela. – Tak, żebym miał go pod ręką, bo nieraz się modlę, a nieraz komuś o nim opowiadam – mówi Marek. W ich domu – wiele jego wizerunków świętych, a przede wszystkim krzyż naszego Pana i Zbawiciela. Tatiana, jak mówi Marek, przygotowywała się chyba ze 2 tygodnie na wizytę ks. Jarka. – Błagałam o. Charbela, żeby ksiądz kiedyś przyszedł pod nasz dach – potwierdza kobieta.

Ks. Jarek miał być na obiedzie, lecz po drodze przed południem wstąpił na modlitwę do Lichenia. Wcześniej modlił się w miejscu objawienia Matki Bożej w Starym Licheniu. – Byłem tam sam, nie było nikogo, na klęczkach przeszedłem przez małą kapliczkę, a potem przed Jej wizerunek w nowej bazylice, by tam złożyć kwiaty, które otrzymałem w Świebodzinie – mówi ks. Jarek. – Wiedziałem, że nie zdążę do Marka i Tatiany na obiad, No i obiadu nie było, ale było za to cudowne spotkanie z abp. Lęgą w szpitalu w Koninie. Wiedział, że mam przyjechać, ale nie spodziewał się, że go odnajdę. W szpitalu jest już miesiąc i nie wie, jak długo tam pozostanie. Pożartowaliśmy, porozmawiali. Było to niezwykłe, kiedy wszedłem na oddział i nagle zobaczyłem przy oknie wychudzonego mężczyznę w piżamie, bez insygniów, bez piuski, po prostu – Jan Paweł Lęga. Człowiek doświadczony i głębokiej wiary. Pełen ufności i wielkiej pokory. Kiedy mnie zobaczył, widziałem jak bardzo był szczęśliwy. Ja też. Objęliśmy się i zaczęliśmy się najpierw modlić, bo przyniosłem relikwie świętych Charbela i Jana Pawła II. Arcybiskup mówił, że ze względu na badania jakie przechodził, nie mógł nawet sprawować Eucharystii.  Gdy tak modliliśmy się na korytarzu –przyszedł kapelan z Najświętszym Sakramentem i udzielił Komunii św. arcybiskupowi. I tak nam zeszło razem prawie 3 godziny. Później rozstanie, błogosławieństwo. Klęczałem przed arcybiskupem, a on siedząc mi błogosławił. Podarowałem mu książki do czytania. Otrzymał też olej św. Charbela, filmy, wizerunek niegowickiej Matki Bożej. I jeszcze czekoladę, z której bardzo się ucieszył, bo miał ochotę chociaż na odrobinę słodkiego – opowiada  ks. Jarek. – Nie wiem, skąd miałem przy sobie latarkę, taką bez baterii, ale na dynamo.  Zostawiłem mu ją, co też go bardzo uradowało. Żartowałem, że teraz ma przewagę nad wszystkimi, bo jak w szpitalu nie będzie prądu, to tylko arcybiskup będzie miał. Ta nietypowa latarka przypomniała nam pobyt w Rosji. I zaczęliśmy znów wspominać, jak  to latało się tam  samolotami, które tylko cudem latały, I to, jak posłał mnie do wioski, gdzie 70 lat nie było księdza. To wspomnienie wyciskało nam obu łzy z oczu.

.

Nic więc dziwnego, że ks. Jarosław bardzo spóźnił się do Marka i Tatiany, bo z Konina do Mińska Mazowieckiego jest kawał drogi. - Ale jakże było ich nie odwiedzić, skoro obiecałem, że pobłogosławię ich nim wyjadę do Rymu. I tak się ten wieczór u nich przedłużył prawie do północy. Była wspólna modlitwa i kolacja. Tatiana mówiła, jak bardzo głosi kult św. Charbela, a Marek, że wciąż idzie do przodu i dokonuje zmian swego życia. Poza wszystkim ma on jednak dobre serce; kocha zwierzęta. Jego ulubione to...węże. Hoduje je od 14 roku życia. Ma ich bardzo wiele – dużych ok. 50 i mnóstwo małych. Wszystkie są oznaczone. To wielka hodowla, ale obiecał, że odda je do zoo. To mój warunek ich przygotowanie do sakramentu małżeństwa, z czym zgadza się Tatiana. Marek oprowadził mnie po tym swoim królestwie węża. Możecie zobaczyć krótki reportaż – to zoo węży dusicieli. południowoamerykańskich i azjatyckich. A on je tak bardzo kocha.

Marek ma już pomysł, co będzie w pomieszczeniach, gdzie były węże – planuje, że kiedy na świat przyjdą następne dzieci, będą to ich pokoje. - A wy wszyscy jesteście tego przyrzeczenia świadkami – mówi ks. Jarosław.

Marek i Tatiana planują zawarcie sakramentalnego małżeństwa i poprosili, aby ks. Jarek ich do tego przygotował. Oprócz wspólnej modlitwy była więc indywidualna rozmowa – Najważniejsze, że jest w nich pragnienie Jezusa. W nich samych. I wierzę, że kiedyś zawrą sakramentalne małżeństwo – chcieliby, abym to ja im błogosławił, jak będą gotowi – mówi ks. Jarek.

I tak się skończył kolejny dzień ks. Jarka. - Wracam przez lasy, gdzieś koło Mińska, a nawet nie ma drogi asfaltowej tylko polna. Koleiny, ciemno. Ale znów jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem przynieść Jezusa do domu Marka i Tatiany, która przy pożegnaniu  wzruszyła mnie do łez. Gdy miałem wsiąść do samochodu spytała: Mogę się pożegnać z księdzem po prawosławnemu? Nie wiedziałem, o co jej chodzi. A ona przede mną się przeżegnała tak, jak w prawosławiu i ucałowała moją rękę – mówi ks. Jarosław.

.

.

(oprac.BRS)

18.03.2016

 

Leave a reply

Your email address will not be published.