ONA MNIE ZNALAZŁA

 
 
 

Był piękny, bardzo ciepły, sierpniowy dzień 2013 roku. Pracowałem w ogrodzie
a w perspektywie miałem umówione spotkanie u weterynarza. Od moich zajęć oderwał mnie dźwięk telefonu od cioci Jadzi, która powiedziała, że szuka mnie jakaś pani w ważnej sprawie i koniecznie chce się ze mną spotkać.

-Niech ciocia da tej pani mój numer telefonu, później jakoś się z nią umówię. Mam teraz dużo pracy, a i jeszcze jestem umówiony …

Jednak ciocia nie dawała za wygraną:-Słuchaj, ale tej pani bardzo zależy … była u proboszcza, w aptece, w zakrystii i wszyscy każą jej przyjść na mszę o 18.00, a ona nie może.

Strasznie nie pasował mi ten telefon. Pewnie, gdyby nie umówione spotkanie, nie pojechałbym, bo pracy miałem dużo. Pomyślałem, że właściwie i tak muszę się przebrać
i pojechać, więc … pojechałem.

W domu cioci czekała na mnie kobieta, którą pierwszy raz widziałem na oczy.

-Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

-Na wieki wieków Amen.

Wymieniliśmy pozdrowienia, usiedliśmy przy stole i usłyszałem taką opowieść:

-Bardzo Księdza szukam, jednak nikt tu nie chciał mi pomóc. Pytałam wiele osób, każdy miał jakąś wymówkę i informował mnie kiedy są msze. Pomimo, że starałam się spotkać Księdza w kościele, zawsze jak byłam w świątyni inny duchowny sprawował Ofiarę. Dziś, po tym jak nadal nikt nie mógł mi pomóc, zdeterminowana poszłam na cmentarz i zaczęłam modlić się za dusze w czyśćcu cierpiące prosząc je również o pomoc w moim kłopocie. Tak sobie szłam modląc się, gdy zobaczyłam starszą osobę oporządzającą nagrobek. Pozdrowiłam zapracowaną kobiecinę i bez wielkiej nadziei zapytałam, czy nie wie jak mogę skontaktować się z Księdzem Zbigniewem. Ku mojemu zdziwieniu staruszaka powiedziała, że tu … o tu za rogiem mieszka ciocia Księdza … i tak udało mi się tu dotrzeć.

-A co się stało – zapytałem zafrapowany determinacją zupełnie obcej mi osoby. Nawet przeszło mi przez myśl, że pewnie jest potrzebna Msza Święta.

-Wiem, że Ksiądz jest chory i mam lek na wszelkie dolegliwości.

Jakież było moje zaskoczenie kiedy otrzymałem niebieską buteleczkę z olejem, mały różańczyk  i instrukcję obsługi:

-Proszę wziąć ten olej i posmarować chore miejsca – powiedziała – a następnie proszę modlić się na tej koronce do świętej Filomeny. Jeżeli nie ma Ksiądz tej modlitwy proszę zmówić 3 razy Ojcze nasz na białych paciorkach i 13 razy Zdrowaś Mario na czerwonych koralikach. Mam jednak prośbę … proszę dać mi jedną kropelkę tego oleju.

Bardzo się zdziwiłem i mówię:

-Ależ kobieto odleję Ci połowę, przecież mam to od Ciebie.

Na co pani bardzo spokojnie powiedziała:

-Nie mogę. To nie jest przeznaczone dla mnie. Ten olej dostałam od pewnego księdza egzorcysty, który nie chciał mi go dać. Nie pomogły tłumaczenia, że to w ważnej sprawie i dla chorego kapłana. Powiedział NIE i zamknął mi drzwi przed nosem. Wewnętrznie czułam potrzebę zdobycia tego oleju, więc uklękłam na schodach i modliłam się. Tamten ksiądz pewnie pomyślał, że się mnie nie pozbędzie – wyszedł i dał mi, to o co prosiłam. Tyle kosztowało mnie zdobycie tych dewocjonalii, że teraz nie mogłam sobie pozwolić na to by Księdza nie znaleźć.

Słuchałem z wielkim przejęciem tej opowieści. Podzieliłem się otrzymanym darem. Podziękowałem i pożegnaliśmy się.

W drodze do domu kupiłem książeczkę o Świętej Filomenie, bo przecież nie miałem pojęcia kto zacz. Po powrocie do domu postąpiłem zgodnie z instrukcjami. Pomyślałem, że skoro ktoś tak bardzo się postarał żeby mi to dostarczyć – nie mogę tego zmarnować.
Nie posmarowałem jednak chorych miejsc (bo przeczcież cały organizm jest chory) tylko zjadłem kilka kropel na cukrze. Moja modlitwa tego wieczoru była prawdziwą rozmową
z Bogiem.

Po jakimś czasie dowiedziałem się o chorobie znajomego. Miał guz w wardze, który po wycięciu okazał się nowotworem złośliwym. Twarz chorego była bardzo opuchnięta, boląca i sina. Mój znajomy był załamany i pomimo, że teoretycznie był osobą wierzącą nie potrafił prosić Boga o zdrowie. Mało tego nie chciał, żebym i ja za niego się modlił.
Po krótkim spotkaniu wychodziłem równie zakłopotany jak mój gospodarz. W kuchni poprosiłem osobę opiekującą się nim o wacik, który nasączyłem kilkoma kroplami mojego oleju. Poprosiłem by przemyła tym wacikiem rany zrezygnowanego człowieka i jednocześnie prosiła Boga, jego Matkę i św. Filomenę o zdrowie dla niego. Ustaliliśmy, że nie powie mu o naszym „małym spisku”, ponieważ nie zgodziłby się na realizację moich zleceń. Sam pojechałem do domu i również modliłem się o zdrowie mojego znajomego.

Następnego dnia pani, z którą „spiskowałem” zadzwoniła i z wielkim przejęciem powiedziała, że wszystko się zagoiło. Nie ma opuchlizny. Rana pooperacyjna zabliźniła się. Nie było śladu po siniakach. Było to wielkie zaskoczenie, również dla mnie. Przecież upłynął dopiero jeden dzień. Rana była pooperacyjna, duża i znacznie bardziej rozległa niż na przykład po zwykłym wyrwaniu zęba. Tu stało się coś niezwykłego.

Opiekunka mojego znajomego po jakimś czasie powiedziała mu co się wydarzyło tamtego dnia, gdy dałem jej nasączony wacik i poprosiłem o modlitwę.

Już wtedy znałem życie świętej Filomeny i kochałem ją całym sercem. Czułem, że jest to wielka moja orędowniczka, i że jeżeli zawierzę jej życie swoje i innych, którzy o to poproszą, to nie tylko będę szedł drogą miłą Bogu, ale otrzymamy to co będzie nam niezbędne.

Po jakimś czasie pojechałem do tamtego domu. Wypiliśmy kawę, porozmawialiśmy – w ogóle nie wracając do wydarzeń z mojej ostatniej wizyty. Znajomy opowiadał mi między innymi o swojej chorobie. Potem pożegnaliśmy się. Wróciłem do samochodu. Był deszczowy, październikowy dzień. Wsiadłem do samochodu a on jak zaklęty … nie chciał odpalić. Byłem bardzo zły. I tak siedziałem zastanawiając się co zrobić, gdy usłyszałem pukanie w okno. Otworzyłem. Była to pani opiekująca się moim gospodarzem:

-Przepraszam Księdza bardzo, chciałabym zapytać co ja wtedy posmarowałam mojemu podopiecznemu?

-Hmmm … – uśmiechnąłem się – a kto pyta pani czy on? – kobieta zmieszała się
i powiedziała:On

-Proszę mu powiedzieć, że jeżeli poprosi Boga, to będzie uzdrowiony …. Proszę się za niego modlić … ja też będę – pożegnaliśmy się.

Nie poprosił, niestety. Pomimo tak wielkiego znaku – nie uwierzył. Nie został uzdrowiony.

 

Święta Filomena znalazła mnie sama. Znałem słowa św. Jana Marii   Vianney „Ja cudów nie czynię! Jestem tylko biednym nieukiem, co pasał owce!… Zwróćcie się do świętej Filomeny. Ilekroć prosiłem o co Boga przez jej przyczynę, zawsze byłem wysłuchany”. Wierzyłem, że ta Mała Wielka Święta jest umiłowaną córką Maryi i oblubienicą Jezusa Chrystusa. Te wydarzenia jednak uświadomiły mi, że należy pokazać ludziom jak wielkie łaski za jej wstawiennictwem mogą uzyskać.

Opowiadałem o Świętej wszystkim, którzy chcieli słuchać. Błogosławiłem olejem potrzebującym. Modliłem się i rozdawałem słowa tych modlitw tym, którzy byli w potrzebie.

Czułem się wspaniale nie tylko fizycznie, ale także duchowo. Moje czyny, bez szczególnego mojego planu, były bardzo skoncentrowane na szerzeniu kultu świętej Filomeny a za jej pośrednictwem Matki Bożej oraz Dobrego Boga. Moja determinacja była tym większa, że ze wszystkich stron słyszałem o uzyskanych łaskach, uzdrowieniach czy rozwiązanych problemach.

W tamtym czasie byłem duszpasterzem Apostolstwa Dobrej Śmierci. Była to niewielka, około siedmioosobowa, grupa modlitewna starszych pań. Odmawialiśmy różaniec do Siedmiu Boleści Matki Bożej włączając w to moją nową Patronkę. Zaproponowałem, by nasze spotkania przenieść do kościoła. Powiedziałem jednak, że na tym spotkaniu będziemy się modlić ku czci Matki Bożej za pośrednictwem św. Filomeny. Panie oczywiście nie miały nic przeciwko temu, jednak nie było za bardzo terminów. Właściwie przez cały tydzień w godzinach popołudniowych kościół był zajęty. Pozostał jedynie wtorek o godzinie 20.00. Czcicielki Patronki Dobrej Śmierci były pełne obaw – że nikt nie przyjdzie. Teraz już miałem plan i nie zamierzałem się wycofać. Pozostało uzyskać zgodę Proboszcza. Zwróciłem się do mojego przełożonego:

-Czy mogę zorganizować nabożeństwo dziękczynno – błagalne Apostolstwa Dobrej Śmierci
i czcicieli św. Filomeny w ostatnie wtorki miesiąca o godzinie 20.00?

-Nooo … no modlitwy nie można hamować – ku mej wielkiej radości, zgodził się.

W niedzielę ogłosiliśmy to nabożeństwo. Poprosiłem organistę o pomoc. Wszystko układało się jak z płatka. Jednak nadal nie wiedziałem ile osób przyjdzie, tym bardziej że dotychczas była nas garstka … a świętą Filomenę znała również garstka ludzi. Modliłem się by moja Orędowniczka nie opuszczała mnie w tych działaniach.

29 października 2013 r. na nabożeństwie w kościele nie było nas już siedem osób tylko
co najmniej 70. Bardzo się ucieszyłem.

-Dziękuję wam za przybycie. Jestem przekonany ze będzie nas coraz więcej – obecni
w kościele uśmiechali się, ale ja wiedziałem, że tak będzie.

Na następne spotkanie zaprosiłem zespół muzyczny, by oprawa nabożeństwa była wyjątkowa. W listopadzie ławki kościoła były już całkowicie pełne a nasza modlitwa jeszcze gorliwsza.

Dzisiaj na każdym spotkaniu jest co najmniej 700 osób, a czasami nawet ponad 1700 osób. Natomiast ja … ja jestem szczęśliwy, że mogę być duszpasterzem tak wspaniałej wspólnoty. Razem błagamy o pomoc w niezliczonych intencjach a także dziękujemy za otrzymane łaski. Dzięki świadectwom wiernych czcicieli, kult Świętej Filomeny zatacza coraz większe kręgi. Modlą się z nami wierni z całej Polski a także poza granicami naszego kraju.

W każdy ostatni wtorek miesiąca, o godzinie 20.00 transmitujemy spotkania „Przez Matkę Bożą i św. Filomenę do Jezusa” poprzez stronę internetową www.filomena.org.pl, za pośrednictwem naszego kanału na YouToube. Docieramy w ten sposób do wiernych z całego świata.  Na tej stronie publikujemy wszelkie informacje dotyczące św. Filomeny oraz świadectwa o otrzymanych łaskach za przyczyną Maryi i Małej Wielkiej Świętej.

ks.Zbigniew Neumüller

2 Comments

Leave a reply

Your email address will not be published.