świadectwo – wierzę, ze dzięki wstawiennictwu Św. Charbela dokonal się cud

 
 
 

Prawie trzy lata temu znalazłam się w szpitalu. Byłam we wczesnej ciąży, konkretnie w siódmym tygodniu. Przyznam szczerze, że gdy zrobiłam test ciążowy, który wyszedł pozytywnie, nie skakałam ze szczęścia. Owszem myśleliśmy z mężem o drugim dziecku, ale bałam się, że nie dam rady pogodzić pracy, opieki nad chorą mamą i starszym dzieckiem. Jednak jakiś czas później, popłakałam się ze szczęścia widząc podczas badania USG bijące serduszko mojego maleństwa. Lecz w dalszym ciągu biłam się z myślami…

W szpitalu, po silnym krwawieniu, przeprowadzono badanie USG. Na szczęście okazało się, że z dzieckiem wszystko dobrze. Dostałam leki i musiałam leżeć i odpoczywać. W tym czasie miałam możliwość zatrzymania się i przemyślenia wszystkiego. Rozmawiałam również z kapelanem, od którego otrzymałam wizerunek Św. Charbela. Ksiądz podkreślił, że niesie on ratunek w beznadziejnych sprawach. Niestety po dwóch dniach pobytu w szpitalu nastąpiło drugie krwawienie, jeszcze silniejsze od poprzedniego. Tym razem lekarze nie dawali szans, że jeszcze mogę nosić w sobie życie. Zostałam zbadana i zrobiono mi USG. Lekarz potwierdził wstępna diagnozę, że nastąpiło poronienie i stwierdził, że następnego dnia odbędzie się zabieg. Płakaliśmy z mężem oboje. Dotarło do mnie wtedy, jak bardzo chciałam tego dziecka. To był jeden z najgorszych dni i nocy w moim życiu. Pod wieczór spojrzałam na wizerunek Charbela. Sięgnęłam po niego ręka, ale bezskutecznie, ponieważ spadł na szpitalną podłogę. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilkakrotnie. Wówczas zrozumiałam z jak silnym wstawiennikiem mam do czynienia i że szatan próbuje ostatnich swoich sztuczek, byleby odwlec w czasie moją modlitwę do świętego. Zaczęłam gorliwie się modlić. Dzięki tej modlitwie i matczynemu przeczuciu oraz na przekór diagnozie lekarzy, moja nadzieja, że dalej noszę w sobie życie nie gasła. Przed porannym obchodem przyjęłam komunię świętą. Lekarz powiedział, żebym nie jadła przed zabiegiem śniadania, ale ja dzięki jakiejś nieziemskiej sile stwierdziłam do męża, że na żaden zabieg nie idę i poprosiłam o śniadanie. Razem z mężem podjęliśmy również decyzję, że chcemy jeszcze jednego badania USG. W tych ciężkich chwilach wspierała nas i dopingowała, żebyśmy się nie poddawali, moja sąsiadka ze szpitalnego pokoju, której jestem bardzo wdzięczna. Po tych zdarzeniach, wywiązała się miedzy nami przyjaźń. Lekarz był bardzo zdziwiony naszą decyzją. Do momentu badania czas bardzo się dłużył. Zanim dotarłam do pracowni USG, zdążyłam jeszcze spojrzeć na mój Modlitewnik czcicieli Najświętszego Serca Pana Jezusa, na którym widnieje wizerunek Pana z napisem u dołu PRAGNĘ. I wtedy w moim sercu i duszy nastąpił mega przełom, ponieważ uzmysłowiłam sobie, że ja pragnę, pragnę tego dziecka. W pracowni siedział ginekolog, który stwierdził poronienie i drugi ginekolog, który podobno dotychczas z aparaturą USG niewiele miał wspólnego i to właśnie on mnie badał. Nagle z jego ust padło słowo, którego nigdy nie zapomnę: JEST. Lekarz “od zabiegu” nie mógł uwierzyć. Mąż złapał się za głowę, a ja nie potrafię nawet znaleźć słów, którymi mogłabym opisać swój stan w tamtej chwili…

Wierzę, ze dzięki wstawiennictwu Św. Charbela, do którego modliłam się w tych ciężkich chwilach, a także wstawiennictwu innych świętych oraz wsparciu mojego męża, rodziny i przyjaciół, dziś mogę patrzeć i radować się moją zdrową, śliczną dziewczynką, która ma na imię Łucja i jest dla mnie światłem, które oświetla mi właściwą drogę życia z Panem.

                                                                                                                                                                    Katarzyna

Leave a reply

Your email address will not be published.