Ależ ci zazdroszczę!

 
 
 

Czego można zazdrościć? Repertuar jest prawie nieograniczony. Stanowiska, pieniędzy, wakacji, żony albo męża, dzieci, popularności, ludzkiej sympatii. Pół biedy, jeśli ograniczymy się do rzucenia: Ale ci zazdroszczę, też bym tak chciał…
Niestety często na tym nie poprzestajemy – przecież nie można pozwolić, żeby komuś było pod jakimś względem lepiej niż mnie. A skoro ja nie mogę mu dorównać, muszę sprawić, by to on dorównał mnie, czyli „spadł niżej”. Plotkami zszargać mu opinię, podłożyć świnię u szefa albo zacząć się publicznie zastanawiać, „skąd on na to ma?”, co zwykle sugeruje, że uczciwie nie zapracował na swój dobytek czy poziom życia. To za plecami, ale można także próbować „walki wręcz”, atakując pod jakimkolwiek pretekstem. Tak bywa w każdym środowisku.
Opowiadał mi zaprzyjaźniony ksiądz-filmowiec, jak przy okazji kręcenia dokumentalnego filmu, wykorzystał autentyczne wnętrze wikarówki. Były wakacje, lokatora mieszkania, księdza, nie było na miejscu, ale proboszcz udostępnił parafialny – jak by nie było – budynek. Przy najbliższej okazji wikary niemal napadł na księdza-filmowca, mówiąc, że właściwie powinien zgłosić na policję włamanie, że film kręcono w jego mieszkaniu bezprawnie, a jeśli już to zrobiono, należą mu się za to pieniądze. Gdy jednak mój znajomy ksiądz zapytał, ile chce, wikary oburzył się: Myślisz, że wszystko można kupić?
O co mu naprawdę chodziło? Nie wiem. Może chciał zobaczyć swoje nazwisko w czołówce filmu (o popularność), może zdecydować, czy wpuścić ekipę do środka (o władzę) , a może wyobrażał sobie, że ksiądz-filmowiec zbija na swojej pracy fortunę, więc i jemu powinien coś „odpalić” (o pieniądze). A może o wszystko po trochu.
Taka zazdrość znakomicie miewa się niestety także w wielu rodzinach. Bracia rzucają na siebie kalumnie za wyssane z palca winy, siostry nienawidzą się, bo jedna jest ładniejsza, a druga mądrzejsza, mąż nęka żonę, nie dlatego, że daje mu powody do zazdrości, lecz dlatego, że ona dostaje większą emeryturę, a żona jest wściekła na męża, bo ma wielu przyjaciół.
A stąd już tylko krok do nienawiści, do radości z cudzego nieszczęścia, które udało się nam sprowokować, satysfakcji, że ktoś się potknął albo całkiem stracił nie tylko równowagę, ale i grunt pod nogami. I zapomnienia, że stąpamy po tym samym gruncie.
Barbara Rotter-Stankiewicz

Leave a reply

Your email address will not be published.