HISTORIE PRAWDZIWE

 
 
 

Nie czynił rzeczy nadzwyczajnych, lecz nadzwyczajnie przeżywał codzienność

Takie rzeczy zdarzają się w Starym Testamencie, greckiej tragedii albo w amerykańskich melodramatach. Ale nie w naszej rzeczywistości…Zginąć razem z dziećmi, utonąć podczas wycieczki po Nilu? Przecież Nil to nie ocean – a Jerzy wspaniale pływał. Był w pełni sił, wysportowany, uczył pływania i wiosłowania innych. Dzieci też powinny sobie jakoś dać radę – Kasia miała 9 lat, a Piotruś był o rok młodszy. Najstarsza, 12-letnia córka, Marysia, i jej rówieśnica jakoś dopłynęły do brzegu. Ale one były na pokładzie, a Jerzy, czuły tata, poszedł z młodszymi do kabiny, bo były już zmęczone. Chciał pewnie ułożyć dzieci do snu…Jak wyglądały ich ostatnie chwile? Pewne jest jedno: byli razem i razem modlili się przed przejściem na tamten brzeg.

Dziś Jerzy Ciesielski liczyłby ponad 87 lat. Gdy zginął, 9 października 1970 roku, miał 41. Ale pamięć o nim przetrwała nie tylko ze względu na jego nietypową śmierć, lecz na nietypowe życie.
Ze wspomnień tych, którzy się z nim spotykali – rodziny, przyjaciół, kolegów, studentów wyłania się obraz człowieka bardzo religijnego, zasadniczego, wymagającego, absolwenta dwóch fakultetów – budownictwa i wychowania fizycznego, świetnego fachowca w swojej specjalności, naukowca, dydaktyka. Wbrew pozorom to jednak nie pomnik, tylko młody człowiek pasjonujący się sportem, turystyką, harcerz, koszykarz „Cracovii”, kochający mąż i ojciec. Dobry, wrażliwy, dowcipny, potrafiący się bawić.
Prof. dr hab. Janusz Kawecki, kierujący Katedrą Statyki i Dynamiki Budowli Politechniki
Krakowskiej był studentem Jerzego Ciesielskiego, a później, na tej samej uczelni, wychowankiem i współpracownikiem jego brata, prof. Romana Ciesielskiego.
Co takiego było w osobie młodego naukowca, że pozostał w pamięci swoich podopiecznych na całe dziesięciolecia?
– Był moim wykładowcą, mam nawet w indeksie jego podpis – mówi prof. Kawecki. – Z jakiego przedmiotu? Konstrukcje sprężone…Zawsze był znakomicie przygotowany do zajęć – widać było, że wiele wymaga nie tylko od innych, ale przede wszystkim od siebie. Studentów, których egzaminował, pytał na jaką ocenę opanowali materiał i zadawał pytania na odpowiednim poziomie. Nigdy nie chciał jednak udowodnić, że np. ktoś umie na niższą ocenę, niż uważa, nie chciał go „zagiąć”…Studenci bardzo go cenili – uzyskał nawet tytuł najlepszego dydaktyka. Bardzo szanował ludzi. Po zakończeniu zajęć z prowadzonego przez niego przedmiotu zapraszał do siebie „na poziomki” starostów i najlepszych studentów. Nie był tylko taśmociągiem do przekazywania wiedzy, ale po prostu z młodymi ludźmi rozmawiał. To nie były żadne światopoglądowe wykłady, sztandarowe refleksje, tylko kilka zdań rzuconych w rozmowie, ale takich, że dawały do myślenia i pozostawały na długo w pamięci. Gdy byłem przewodniczącym komisji młodej kadry w Polskim Związku Inżynierów i Techników Budownictwa, poprosiłem Jerzego Ciesielskiego o cykl prelekcji na temat etyki w naszym zawodzie. Zgodził się i podzielił doświadczeniami inżyniera-eksperta, dowodząc, że gdy naruszy się zasady etyczne, zaczynają się problemy z techniką…- wspomina prof. Kawecki. – Podczas audiencji dla rektorów polskich uniwersytetów w styczniu 1996 roku Jan Paweł II zwrócił się do naukowców z apelem, by „dzielili się ze studentami nie tylko zasobem własnej wiedzy naukowej, ale także bogactwem swego człowieczeństwa.” Pomyślałem wówczas właśnie o Jerzym Ciesielskim, który realizował ten postulat w praktyce.
Tak zapamiętało go wielu innych. W 2010 roku, w którym przypadała 40. rocznica śmierci Jerzego Ciesielskiego, Politechnika Krakowska zorganizowała poświęconą mu sesję. Wydano książeczkę zawierającą wystąpienia prelegentów i wspomnienia osób znających go, powstał też bardzo interesujący film pt. „Konstrukcja nośna – rzecz o Jerzym Ciesielskim”, do którego za scenariusz posłużyły notatki i listy samego bohatera.
„Notatki” zaczął prowadzić jeszcze w szkole, w Liceum im. Witkowskiego, do którego uczęszczał tuż po wojnie. Co pisze nastolatek, jakie ma przemyślenia i spostrzeżenia? Oto kilka zdań na różne tematy, pochodzących z różnych lat.(od 1945 do 1967)
„Niedziela. Rano byłem na mszy św. w kościele św. Anny. Ks. Rychlicki miał bardzo dobre kazanie, z którego wyniosłem dwa zdania: poznaj samego siebie, oraz nie roztrząsaj w sobie zła, ale i szukaj dobra. Zadania wartościowe i warto je wprowadzić w życie.(…) A w innym miejscu podsumowuje: Cel życia: zbawienie, środki – być świadomym i konsekwentnym katolikiem. (…) Każda praca ma sens, każda jest wartością pozytywną. W chrześcijańskiej koncepcji świata nie ma miejsca na pesymizm! Trzeba polubić świat, jako środek dany nam do zbawienia. (…) Z biegiem czasu zaczyna zastanawiać się nad sprawami rodziny: Obowiązek utrzymania rodziny pociąga konieczność zarobienia konkretnej ilości pieniędzy, co w następstwie powoduje wykonanie odpowiedniej ilości pracy. Ta ilość pracy nie powinna być tak wielka, aby pochłaniała cały dzień (aspekt czasu) i wszystkie siły (aspekt intensywności). Ale istnieje jeszcze poziom, nazwijmy go poziomem nadmiernym, którego osiągnięcie wymaga b. intensywnej pracy, pochłania całkowicie myśl (np. niepotrzebny motocykl, utrzymanie go), poziom, który z punktu widzenia katolickiej doskonałości jest szkodliwy. Kradnie czas, który winien być przeznaczony na życie rodzinne, na lekturę, życie religijne, pochłania myśl, która oprócz rzeczy doczesnych, winna zajmować się ostatecznym celem” .
Życie rodzinne było dla niego niezmiernie istotne – dlatego też Tygodnik Rodzin Katolickich „Źródło” obrał Sługę Bożego Jerzego Ciesielskiego – Ojca Rodziny za patrona nagrody przyznawanej od 1997 roku. W jej uroczystym wręczeniu w sali senackiej Politechniki Krakowskiej bierze zawsze udział żona Jerzego.
Jerzy wiele rozmyślał, modlił się, analizował swoje postępowanie, by móc je korygować. Pomagał mu w tym m.in. ks. Karol Wojtyła – „Wujek”, bo Ciesielski był jednym z uczestników sławnych kajakowych wypraw w jego towarzystwie. Po latach, Jan Paweł II w książce „Przekroczyć próg nadziei” wspomina Jerzego pisząc: „Nie zapomnę nigdy tego chłopca, studenta Politechniki w Krakowie, o którym wszyscy wiedzieli, że zdecydowanie dąży do świętości. Miał taki program życia”.
A jak postrzegali go przyjaciele ze „Środowiska”? Dr Stanisław Abrahamowicz i prof. Bożena Turowska piszą w swych wspomnieniach: Świętość Jurka, to nie czynienie rzeczy nadzwyczajnych, lecz nadzwyczajne przeżywanie codzienności. To wytrwała, codzienna modlitwa. To zarówno własne praktyki religijne, jak i wypełniane z całą rodziną. Z inżynierską precyzją pracował nad swym życiem wewnętrznym. Dążył do tego, by nie było ono oderwane od wypełniania swych obowiązków, od współdziałania z otoczeniem. Nie izolował się od otoczenia, wręcz przeciwnie był oddany i przyjazny dla napotkanych ludzi . Myślimy, że swoją dobrocią, spokojem i opanowaniem, a równocześnie radością życia chciał być i był przykładem do naśladowania, zarówno dla swoich dzieci, jak i dla każdego napotkanego człowieka. Po ludzku sądząc jego przedwczesna śmierć miała początkowo niezrozumiały dla nas sens w planach Bożych”


Miał 31 lat, gdy uzyskał doktorat z nauk technicznych, a 39 gdy habilitował się w dziedzinie konstrukcji żelbetowych. Pracował w tej specjalności, nie mógł jednak uzyskać tytułu docenta i wykładać na Politechnice – miał tu, ze względu na swoją postawę – złe notowania wśród władz PZPR, które każde takie wystąpienie wiążąco opiniowały. Z dokumentów służby bezpieczeństwa, przechowywanych w krakowskim oddziale IPN wynika też, że był pod stałą obserwacją ubeków, którzy swoimi uwagami potwierdzili tylko to, co wiedzieli wszyscy dookoła: był niezłomny.
Nic więc dziwnego, że gdy nadarzyła się okazja wyjazdu do Sudanu i poprowadzenia tam wykładów – skorzystał z niej. Nie było mu łatwo, o czym świadczyły listy do żony i dzieci….
Ale problemem była nie tylko rozłąka. Zajęcia ze studentami o innej kulturze, mentalności, poziomie wiedzy też nie były łatwe. Jeszcze w przeddzień swojej śmierci naukowiec rozmawiał o tym z zakonnicą, s. Gabrielą Bognoli, która tak relacjonuje rozmowę: Był pogodny. Miał popłynąć następnego dnia ze studentami na piknik po Nilu. (…)Powiedział mi, że tego dnia zniecierpliwił się trochę wewnętrznie, dlatego, że jego studenci przerywali mu wykład co najmniej sześć razy w ciągu godziny. I dodał: „Zapomniałem przez chwilę, że tym, który mnie prosi o pomoc był Jezus Chrystus i kazałem mu kilka minut czekać”. I poprosił o wybaczenie studenta muzułmanina, że nie odpowiedział mu natychmiast.


  • O śmierci Jerzego dowiedzieliśmy się z opóźnieniem, z gazet – wspomina prof. Kawecki. – Nie było przecież wtedy takiego przepływu informacji jak teraz. Podano, że w Chartumie zginął profesor z Holandii i jego dwoje dzieci. Brat Jerzego, Roman miał jednak złe przeczucia i podejrzewał, że pomylono narodowość ofiar wypadku – z Poland na Holand. Zaczął zamawiać rozmowy międzynarodowe, żeby poznać szczegóły. Niestety okazało się, że miał rację…
    Urnę z ich prochami przywieziono do Krakowa dopiero po kilku tygodniach i pochowano w rodzinnym grobowcu na cmentarzu podgórskim. 38 lat później przeniesiona została do kościoła św. Anny, z którym Jerzy Ciesielski związany był najsilniej. To właśnie w tej kolegiacie jako student służył do mszy św., tu w 1957 roku ks. Karol – „Wujek”udzielił mu ślubu z Danutą Plebańczyk. Tu znajduje się tablica, na której widnieją słowa kard. Wojtyły: „Chrześcijanin XX wieku. Życiem swym dawał świadectwo miłości Boga i bliźnich”. Tu znaleźć można również informacje o Słudze Bożym, z jego podobizną i modlitwą o wstawiennictwo. Tu także, podczas pielgrzymki do Polski w roku 1997 Jan Paweł II powiedział: Dla naszego pokolenia stał się jakimś szczególnym świadkiem nadziei. (…) Jego pasja naukowa była nierozerwalnie związana ze świadomością transcendentalnego wymiaru prawdy. Swoją dociekliwość uczonego łączył z pokorą ucznia wsłuchanego w to, co o tajemnicy Boga i człowieka mówi piękno stworzonego świata. Posługę uczonego – posługę myślenia – uczynił drogą do świętości. Mówiąc o powołaniu człowieka nauki, nie możemy pominąć i tej perspektywy”.
    W 1981 roku przyjaciele ze „Środowiska” uznali, że Jerzy Ciesielski zasługuje na wyniesienie na ołtarze, a Jan Paweł II zaaprobował ten zamysł: „ Jeśli wam serce dyktuje – rozpoczynajcie starania” – stwierdził. W czerwcu 1982 r., na ręce kard. Macharskiego złożono prośbę o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego, który rozpoczął się 3 lata później Krakowie; etap diecezjalny trwał do 14 maja 1990 roku. Akta przewieziono do Rzymu, gdzie zainicjowano kolejny etap postępowania. By jednak rozpocząć dyskusję teologów nad heroicznością cnót Sługi Bożego, wciąż brakuje łaski cudu, który dokonałby się za jego wstawiennictwem.

Barbara Rotter-Stankiewicz

Tekst ukazał się w roku 2012 na łamach „Dziennika Polskiego”

Leave a reply

Your email address will not be published.