Natuzza wezwała mnie na prośbę mojej zmarłej Mamy (21.02.2019)

 
 
 

Kongregacja do spraw świętych w listopadzie 2014 roku pozwoliła na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego roku Natuzzy Evolo, mistyczki z miejscowości Paravati na Kalabrii.

Urodziła się w roku 1924, a zmarła w 2009. Była to prosta kobieta, matka pięciorga dzieci, posiadała jednak nadzwyczajne charyzmaty.
Gdy miała 17 lat, już odkryła wielkie dary. Mówiono, że kontaktuje się ze zmarłymi. Rzeczywiście dusze z czyśćca przychodziły do niej prosząc o modlitwę. Później otrzymała stygmaty, które przed końcem życia – tak jak u św. o. Pio – zniknęły. Były też inne ponad naturalne fenomeny mistyczne, w tym również objawienia Jezusa i Matki Najświętszej. Posiadała również dar przewidywania chorób, na które człowiek zapadał. Badana jest też kwestia przypadków jej bilokacji. Natuzza posiadała też dar rozmawiania z Aniołem Stróżem każdego człowieka i od niego dowiadywała się wiele o danej osobie.

Doświadczył tego również ks. Jarosław, ponieważ kilka lat temu, już po śmierci swojej Mamy został zapisany na długą listę oczekujących na spotkanie z Natuzzą. Któregoś dnia niespodziewanie otrzymał telefon od księży, którzy sprawowali pieczę nad bardzo już wtedy chorą mistyczką. Było to może pół roku przed jej śmiercią. Natuzza wybrała go z listy oczekujących i poleciła, by zadzwonili do niego: – Ten ma tu przyjechać – stwierdziła. Na ten temat ks. Jarek składał świadectwo również w mediach włoskich.
– Jechałem pociągiem z Rzymu do Neapolu. Siedziałem sam w przedziale. Z Neapolu, w strasznym deszczu, jechaliśmy z moim przyjacielem jego samochodem kilkaset kilometrów. Kiedy dojechaliśmy do Paravati, księża powiedzieli, że Natuzza czeka na mnie. Wszedłem bardzo wystraszony, co było chyba po mnie widać. Nie wiedziałem, co ona ode mnie chce – wspomina ks. Jarosław. – A ona mówi: Siadaj, muszę ci co s powiedzieć. Twoja zmarła mama tyle razy do mnie przychodziła i błagała, żeby cię tu zaprosić… Wtedy popłynęły mi łzy… Było to półtora roku po śmierci Mamy. Natuzza mówiła z trudem, co jakiś czas trzeba jej było zakładać maskę tlenową. Miałem ze sobą fotografie zmarłych znajomych, ale pokazałem jej najpierw zdjęcie Mamy. Gdy zobaczyła fotografię, powiedziała: – Wiem, że to twoja mama. Ja ją widzę dużo młodszą. Jechałeś z Rzymu pociągiem, prawda?- zapytała. Zaczęły mnie przeszywać dreszcze. – W tym pustym przedziale ona też była. Módl się za nią, bo już niedługo przejdzie do nieba…
Nie mogłem powstrzymać łez. Natuzza powiedziała: – Teraz posłucham, co Anioł Stróż ma do powiedzenia o tobie… Siedzieliśmy w ciszy – patrzyła na mnie, założyła maskę z tlenem. Do dziś słyszę, jak oddychała… Po dłuższej chwili ciszy oznajmiła: Anioł mi powiedział, że masz bardzo chorą wątrobę i że się leczysz. Te leki są dobre. Zapytałem, czy będę zdrowy. Odpowiedziała, że Anioł przyłożył palec do ust – dał jej znak, że nic nie może powiedzieć. Ale módl się – dodała.
Pokazywałem jej fotografie znajomych – mówiła mi kiedy i gdzie umarli i czy są w czyśćcu. Zapisywałem to na zdjęciach. Ostatnie było osoby żyjącej – to był tato znanego watykańskiego fotoreportera Grzegorza Gałązki. Był wtedy w Warszawie w szpitalu. Pan Grzegorz poprosił, bym zapytał Natuzzę, czy będzie zdrowy. Gdy zobaczyła tę fotografię, odpowiedziała, – To przecież człowiek żyjący, ale dzisiaj wieczorem trzeba się za niego szczególnie modlić…
Po chwili weszli księża, którzy opiekowali się Natuzzą i oświadczyli, że to koniec spotkania. Pamiętam, że ucałowałem jej ręce. Gdy wyszedłem, bylem oszołomiony, Stałem na podwórku i nie umiałem opowiedzieć czekającemu na mnie przyjacielowi, co się wydarzyło. W pewnym momencie usłyszałem, że ktoś mnie woła. Był to jeden z tamtejszych księży. Powiedział, że Natuzza chce, bym wrócił. Serce waliło mi mocno, gdy szedłem na piętro. Powiedziała do mnie: – Chcę, żebyś odprawił przy mnie Mszę św. Księża musieli przynieść stolik i przygotować wszystko do Eucharystii. Natuzza siedziała na wózku inwalidzkim z jednej strony stołu-ołtarza, ja byłem z drugiej. Chciała, byśmy zostali sami. Poprosiła, żebym zaczął odprawiać Eucharystię. Uczestniczyła w niej. Patrzyła na mnie, na moją lewą i prawą stronę i nieustannie się uśmiechała. Bylem pewien, że coś albo kogoś widzi. Nic mi jednak po Mszy św. nie powiedziała. Pożegnałem się raz jeszcze i razem z moim przyjacielem, neapolitańczykiem, wracaliśmy z Kalabrii do Neapolu. Niedługo po wyjeździe zatelefonował Grzegorz Gałązka i zapytał, co powiedziała Natuzza – tata będzie zdrowy? Powtórzyłem, że dzisiaj potrzebuje szczególnej modlitwy, trzeba się za niego modlić. Przyjęliśmy to bez zdziwienia, nie było to dla nas czymś niezwykłym. Po jakichś dwóch godzinach, gdy byliśmy nadal w drodze, zadzwonił telefon – Grzegorz smutnym głosem oznajmił, że przed chwilą zatelefonowano z Warszawy z wiadomością, że tatuś zmarł. Wtedy zrozumieliśmy, dlaczego Natuzza mówiła o tej modlitwie dzisiejszego wieczoru.
– O Służebnico Boża, Natuzzo Evolo, módl się za mną i prowadź mnie – kończy ks. Jarek wspomnienie o Natuzzy.

Leave a reply

Your email address will not be published.