Popatrz, Żyd idzie… (27.05.2019)

 
 
 

Dostrzegłem wczoraj z bólem, że osoby które mieszkają już tak blisko Wadowic odnoszą się z dystansem do obcych, również i księży. Ktoś mi tłumaczył, że obawiają się księdza-przebierańca, ale przecież towarzyszą mi osoby z różańcami w ręce, jesteśmy opisani, widać adres portalu internetowego, można niemal w sekundzie sprawdzić, kim jestem. Chyba nigdy tego nie pojmę, pewnie moja mentalność już trochę włoska po tylu latach pobytu w Italii. Jestem pewien, że gdybym szedł ulicami Rzymu, Mediolanu czy miejscowości nadmorskich, zwłaszcza na południu Włoch, wielu by tego wizerunku chciało dotknąć, ucałować, wielu dołączyłoby na modlitwę. Przecież w Italii powinni mieć o wiele silniejsze uprzedzenia – tam jest dużo więcej uchodźców, obcokrajowców…A tu tak się zmieniło, że już swój swojego nie widzi i nikomu nie ufa.
Dotarłem wczoraj do Frydrychowic i na koniec ból gorszy niż ból nóg i ran, które utworzyły się na stopach. Dużo większy ból… Chciałem u kogoś w domu zostawić wózek, na którym wiozę obraz Matki Bożej. W dwóch miejscach odmówiono. Modliłem się – Panie, czyżby już nie było nikogo, kto ma trochę serca? W trzecim domu udało się. Kobieta się zgodziła z komentarzem: – Przecież jestem w domu, co mi to przeszkadza, może ksiądz zostawić…
Wszystko tłumaczę na język włoski, tym bardziej mnie boli, że również taką Polskę i Polaków odkrywam.
Dzisiaj zakończenie – dla mnie osobiście zakończenie długiej pielgrzymki z Niegowici do Częstochowy i z Częstochowy do Wadowic. Przeszedłem po miastach, wioskach Polski i mam smutne doświadczenia – chociaż było wielu, którzy okazali serce i miłość. Ale byli tacy, którzy brali mnie za chorego psychicznie. Jakaś mama przechodząc obok chodnikiem mówiła do dziecka: Popatrz, Żyd idzie… – Chyba nie Żyd, bo nie ma „tego” na głowie…
Pomyślałem: pomyliliście się – idę z Żydówką, która została wybrana, wniebowzięta, wywyższona ponad anioły, a wy Jej w ogóle nie zauważacie, ponieważ ksiądz proboszcz z ogłoszeniach na żadnej Mszy św. o tym nie powiedział. Pewnie Ona na tym wizerunku też jakaś fałszywa. Myślę, że oszaleliśmy z tą roztropnością, która pompowana jest przez dobrobyt i egoizm oraz zapatrzenie w siebie i tylko w siebie…
Zostało mi do Wadowic zaledwie 6 km. Patrzę na moje nogi obolałe i czuję, że jakoś gorzej chyba zniosłem tę drogę niż rok temu. Może sandały były za ciasne? Są rany po odbiciach i zeszły niektóre paznokcie. Jestem jednak najszczęśliwszym księdzem na świecie, bo wiem, że Maryja chciała tego, wiem że św. Jan Paweł II i św. Charbel podtrzymywali mnie w tej drodze. Aby wózek nie ugrzązł w błocie na drodze przez lasy, aby mnie ulewne deszcze nie zniechęciły. Oni po prostu byli ze mną. Wejdę dzisiaj do moich – również trochę – Wadowic. W tym mieście uczyłem się i zdałem maturę. Wejdę na plac przed kościołem, gdzie już nie ma tej ławki, na której siedziałem przed egzaminem i mówiłem: Panie Boże, jeżeli uda mi się jakimś cudem zdać maturę, to już mnie poprowadź, chcę być księdzem. I poślij mnie, gdzie chcesz.
O godz. 12 będzie moment szczególny – wejdę na Rynek wadowicki. Chcę przed Matką, Królową Wniebowziętą uklęknąć, a później, jak rok temu przed Jasną Górą położyć się krzyżem. Tak samo, jak kładł się niejeden raz św. Jan Paweł II. Jak uczynił to w 1948 roku przed wizerunkiem Matki Bożej Wniebowziętej, gdy wszedł do drewnianego kościółka w Niegowici. Będę wtedy dziękował za to, że 40 lat temu byłeś Ojcze Święty w Wadowicach. Jacy byliśmy inni… Będę dziękował za to, że mogłem być tych kilka lat Twoich ostatnich obok i kilka razy uczestniczyć razem z Tobą w pielgrzymowaniu po świecie. Będę dziękował za wszystkich, których spotkałem, spotykam i spotkam, ale będę w tej chwili krótkiej na płycie wadowickiego Rynku przepraszał Maryję za wszystkie profanacje Jej wizerunku, Najświętszego Sakramentu i miejsc świętych na świecie. Za moje błędy, grzechy i słabości. I będę błagał w tej postawie o przebaczenie tych, których być może skrzywdziłem, a być może ktoś mnie źle zrozumiał i odrzucił na zawsze.
Msza św. rozpocznie się o 12.45. Proszę, aby ludzie przynieśli kwiaty. Po Eucharystii będzie jeszcze chwila na posiłek i trzeba wyruszyć z obrazem Matki Bożej w dalszą drogę. Wizerunek Wniebowziętej Królowej naszej, jak ją nazywam Matki Bożej Dobrego Początku opuści Polskę jeszcze dzisiaj. Zawiozę go pod Pompeje, do Gragnano, gdzie już na Maryję w tym wizerunku bardzo czekają. Przybędzie tam, do kościoła św. Marka, gdzie jest figura św. o. Charbela w najbliższą środę, a później powiozę ją dalej, na Sycylię. Z Sycylii na Kalabrię, z Kalabrii do Luksemburga, Belgii i Francji, a później jeszcze na Słowację. Będę też jutro dziękował za mojego biskupa Stanisłava Stolarika, i prosił i aby wrócił całkowicie do zdrowia i aby Bóg i Matka Najświętsza, św. Jan Paweł i Charbel mieli go w szczególnej opiece.

Moje nogi za kilka dni się wyleczą, ale wciąż myślę o tych wszystkich, którym rany się nie goją. Myślę o tych, którzy cierpią nieustannie przez rany również w sercu, które leczą się bardzo wolno, a czasem nawet i nigdy.
Ks. Jarek

6 Comments

Leave a reply

Your email address will not be published.