Smutek, ból i cierpienie (19.03.2020)

 
 
 

My jeszcze w Polsce nawet nie możemy sobie wyobrazić skutków epidemii, bo jeszcze prawie nikt nie został dotknięty bólem utraty kogoś najbliższego.

o. Aqinlino Apassiti

W Italii jest już prawie 3 tys. ofiar okrutnego mordercy, jakim jest koronawirus. Jeden z zakonników, 84-letni o. Aqinlino Apassiti, który opiekuje się chorymi w Bergamo chodzi blisko tych, którzy leżą na sali przykryci białym prześcieradłem. Podczas rozmowy w lokalnym katolickim radio InBlu z przybyłym 5 lat temu z Brazylii kapelanem szpitala w Bergamo mówił: To coś ogromnie bolesnego błogosławić zmarłych bez ich bliskich, którzy nie mogą przyjść, bo są w kwarantannie. Przeżywam moment wielkiego bólu jak ten, który zdarzył się wczoraj. Zatelefonowała do mnie kobieta płacząc: ojcze, nie mogłam się pożegnać z moim zmarłym mężem. Pobłogosław jego ciało. Możesz położyć swój telefon na jego ciało? Trzymam więc ten telefon, słyszę że płacze ona i płaczę również ja… Są to momenty ogromnego bólu i cierpienia. Nie mogę spotkać się z chorymi – staję przed drzwiami, za którymi się znajdują. Nie pokazuję się pacjentom, nie widzą mnie. Myślą, że jestem zarażony wirusem. Większość czasu spędzam w kaplicy szpitalnej na modlitwie. Każdego wieczoru przychodzi lekarka, kardiolog i modli się ze mną przez 45 minut.

Maurizio z Bari

Jednym z najmłodszych, który umarł był 38-letni Maurizio z Bari. Umarł przedwczoraj. Jego ojciec mówi: Mój syn od 20 lat nie chodził, ale był samodzielny i był zdrowy. Pracował również w pensjonacie dla starszych osób. 5 marca dostał gorączkę 37 stopni, później 38. Zrobił prześwietlenie płuc i to właśnie ja odkryłem, że coś jest nie tak. Naprawdę tamtego dnia rozmawiałem z moim Maurizio. Bardzo dobrze reagował na podane lekarstwa. Dwie godziny później umarł. Po prostu się udusił. W Bergamo już wiemy, że wiele kościołów zamieniono w kostnice. Tych kościołów przybywa – pustych kościołów , w których są tylko trumny ze zmarłymi…


Ks. Jarek prosi, byśmy zachowali wszystkich w modlitewnej pamięci podczas naszych spotkań z Bogiem. Abyśmy mieli świadomość, że to już jest wojna. To nie jest tylko pandemia. Jak na wojnie – nagle odchodzą. W samotności. Wśród ofiar są również lekarze. To prawdziwi wojownicy. Narażają własne życie – poświęcają siebie dla drugich. Więcej – to święci, męczennicy, którzy w wielu miejscach zostali do samego końca na swoim posterunku pracy, nawet nie wrócili do domu, aby nie narazić tych, których kochają.
Nie narażaj więc siebie ani innych. Bo nasze kościoły już opustoszały – oby nie powtórzyła się nigdzie sytuacja z bliskich nam Włoch. Dziś solidaryzujemy się z nimi, nawet na gmachu prezydenckim w Warszawie widnieje flaga włoska i napis: Solidarność. W sercu mam wielki ból – że mnie tam nie ma, bo zapewne wielu z tych, którzy umierają, uczestniczyło w nabożeństwach, którym nie tak dawno przewodniczyłem również w Bergamo i na północy Włoch. Dzisiaj proszę: módlmy się przez wstawiennictwo św. Józefa – niech uprosi dla nich Niebo. Niech prosi Chrystusa, o którego tak się troszczył.
Ks. Jarek

Leave a reply

Your email address will not be published.