ŚWIADECTWA

róża   Uspokojone serce

W dniach 28-30 listopada 2014 r., wraz z moimi Rodzicami brałam udział, w rekolekcjach dla Domów Modlitwy Świętego Ojca Charbela, prowadzonych przez ks. Jarosława Cieleckiego, które odbyły się w Częstochowie. Podczas Apelu Jasnogórskiego, pierwszego dnia rekolekcji mój Tato źle się poczuł. Natychmiast obok niego zjawili się dwaj lekarze, którzy udzielili pierwszej pomocy i wezwali karetkę. W trakcie oczekiwania na ambulans Tato znacznie lepiej się poczuł, a badający go lekarz pogotowia stwierdził, że wszystkie badane parametry są w normie i poinformował, że nie ma potrzeby aby Tato został przewieziony do szpitala. Bardzo się ucieszyliśmy, że możemy nadal uczestniczyć w tym świętym, danym nam przez Pana czasie rekolekcji. Drugi dzień naszego pobytu minął w pięknie duchowo przeżytej atmosferze, jednak wieczorem Tato ponownie źle się poczuł i przewieźliśmy go do szpitala. Pani Doktor, która zaopiekowała się Tatą stwierdziła, że doszło do migotania przedsionków i Tato niestety musi zostać w szpitalu na okres około 3 do 12 godzin, aby uregulować rytm pracy serca. Prosiłam Pana Jezusa aby miał Tatę w Swojej opiece i aby pozwolił nam wytrwać do końca czasu rekolekcji. Następnego dnia rano zadzwoniłam do szpitala z zapytaniem o stan zdrowia mojego Taty. Pielęgniarka poinformowała mnie, że serce nadal nie pracuje prawidłowo i prawdopodobnie Tato będzie musiał być przewieziony na specjalistyczny oddział. Bardzo mnie to zmartwiło, ponieważ odległość z Częstochowy do naszego miejsca zamieszkania wynosi około 120 kilometrów. Wieści dochodzące z ust lekarzy zaniepokoiły także Tatę, który w trosce o nasz bezpieczny powrót do domu zadzwonił do swojego brata. Zaniepokojony wujek w ciągu trzech godzin przybył do Częstochowy. Kiedy dotarł na miejsce poczułam wielkie pragnienie, aby zawiózł mojemu Tacie jak najszybciej obrazek Świętego Ojca Charbela oraz różaniec należący do Taty, z którym od dłuższego czasu się nie rozstawał, a który pochodził z Medjugorie. Wujek odjechał, a moja Mama poprosiła Ks. Jarosława Cieleckiego o modlitwę za mojego Tatę. W trakcie nabożeństwa uwalniania i uzdrawiania wołałam do Dobrego Pana Jezusa o zdrowie dla mojego Kochanego Taty, polecałam go Matce Bożej i wstawiennictwu Świętego Ojca Charbel. Po zakończeniu rekolekcji zadzwoniłam do wujka, który poinformował nas, że niestety Tato zostaje w szpitalu, ponieważ serce nadal jest nie jest miarowe, dodał także, że nie został jeszcze przeniesiony na inny oddział ponieważ nadal czeka na wolne łóżko. Polecił nam, żebyśmy spokojnie wróciły do domu, bo pobyt Taty w szpitalu potrwa zapewne kilka dni. Odłożyłam słuchawkę, ale poczułam, że mam nie odjeżdżać z Częstochowy, ale zostać jeden dzień dłużej. Jednak moja mama stwierdziła, że wracamy, więc zgodziłam się. Po wejściu do samochodu, a dodam , że jestem raczej tzw. „kierowcą niedzielnym”, jeżdżącym po drogach lokalnych, mój samochód nie chciał odpalić, stwierdziłam – pewnie zimny, więc próbuję dalej, udało się………., a tu kolejna przeszkoda nie mogę znaleźć nawigacji, aby ustawić trasę do domu, a Tato nie powiedział gdzie schował. Gdy wreszcie odnalazłam nawigację kolejna przeszkoda nie mogłam jej włączyć. Pomyślałam, co się dzieje? pewnie robię coś nie tak, poprosiłam więc koleżankę aby mi pomogła, i też mimo kilku prób się nie udało. Koleżanka, która zauważyła moje zdenerwowanie powiedziała mi „nie martw się pojedziesz za mną” i tak się stało …….ruszyłyśmy. Tymczasem mój tato czekający na wolne łóżko na oddziale bierze do ręki obrazek Świętego Ojca Charbela i prosi Pana Jezusa za wstawiennictwem Świętego, aby jego serce zaczęło bić prawidłowo. Po zakończeniu modlitwy opiera wizerunek Świętego o urządzenie monitorujące pracę serca i rozpoczyna różaniec, aż tu nagle rozbiegane serce zaczyna bić miarowo. Uradowany nie dowierza, woła Panią Doktor i wskazuje na monitor obok którego stoi wizerunek Świętego Ojca Charbel, Pani Doktor kwituje całe zdarzenie jednym zdaniem „cuda się zdarzają”. My w tym samym czasie dojeżdżamy z Mamą na miejsce i przed domem odbieramy telefon od uśmiechniętego i zadowolonego Taty, który mówi nam że wszystko jest w porządku, serce pracuje prawidłowo i możemy go odebrać. Problem jednak w tym, że od szpitala dzieli nas 120 kilometrów, a my nie odczytałyśmy znaków z samochodem i nawigacją. Mimo tych przeciwności z wielką radością nad ranem wróciłyśmy do Częstochowy, aby odebrać Tatę. Dodam tylko, że przed rozpoczęciem drogi coś mnie tknęło żebym sprawdziła nawigację, włączyłam i za pierwszym razem zadziałała i zaprowadziła nas szczęśliwie na miejsce. W życiu nie ma przypadków. Panie Jezu jak Ci dziękować za wszystko, z całego serca wołam dziękuje Ci Mój Panie, Chwała Ci Mój Jezu, bądź uwielbiony i wywyższony Boże Nieskończony. Święty Ojcze Charbelu dziękuje za Twoje orędownictwo, pomoc i opiekę..
Chciałam także podziękować ks. Jarosławowi Cieleckiemu za cudowne czas rekolekcji, za wielkie serce i za modlitwę w intencji mojego Taty, niech Pan Jezus Błogosławi Księdza i Strzeże, a Matuchna Boża okryje Płaszczem Swojej Matczynej Opieki. Dziękuje wszystkim, którzy modlili się z nami, którzy mnie wsparli. Bóg Zapłać wszystkim za Wasze serce.
Pozdrawiam
Sylwia (DM 89)


Ś W I A D E C T W O

W ubiegłym roku, na przełomie listopada i grudnia, brałam udział w rekolekcjach dla Domów Modlitwy Św. Ojca Charbela w Częstochowie, prowadzonych przez księdza Jarosława Cieleckiego.  Było to moje pierwsze spotkanie z Ojcem Charbelem. Czułam radość z powodu szansy na spotkanie ze Słowem Bożym tak blisko Sanktuarium na Jasnej Górze.

Od dawna “zżyta” byłam z bólem, gdyż w trakcie porodu doszło do wyrwania moich nóg ze stawów i chodzenie dostarczało mi cierpień jakich większość ludzi nie zna. Z czasem uznałam, że tak ma być i nie zastanawiałam się nad cierpieniem i jego rolą w moim życiu. Nie narzekałam i starałam się ból znosić z godnością, choć nie było to łatwe. To taki krótki  zarys problemu  dla zrozumienia tego, czego doświadczyłam.

W trakcie trwania rekolekcji. ksiądz Jarosław zaprosił nas na spotkanie indywidualne choć na krótką chwilę.  Postanowiłam skorzystać z zaproszenia.  Początkowo przeraził mnie tłum przed drzwiami. Cóż ,każdy chciał spotkać się z naszym Rekolekcjonistą. Czekałam cierpliwie na swoją kolej.

Czułam jak mocno bije moje serce i początkowo nie mogłam z siebie wydusić żadnego słowa, ale udało mi się zwierzyć ze swoich cierpień jakie dręczyły mnie w czasie trwania rekolekcji. Pozwolę sobie wymienić te dolegliwości: ból kręgosłupa w odcinku piersiowym, lędźwiowo-krzyżowym i rwa kulszowa dręcząca jedynie w odcinku miednicowym. Jeśli ktoś zna tego rodzaju ból to wie, że nie byłabym w stanie zrobić żadnego kroku, gdybym odczuwała w pełni możliwości tej dolegliwości.

Powierzyłam wyżej wymienione cierpienia Jezusowi i poprosiłam o wstawiennictwo modlitewne księdza Jarosława. W trakcie modlitwy poczułam ogromne ciepło i niesamowitą moc. Gdyby ksiądz Jarosław nie trzymał mnie za ramię, to z pewnością odleciałabym na dużą odległość z miejsca, w którym stałam. Ogarnęła mnie radość, łzy popłynęły po twarzy i wyszłam.

Powróciłam do domu i ból trwał jeszcze jakiś czas. Zajmując się pracami domowymi, któregoś dnia dotarło do mnie, że…. nic mnie nie boli !!!!!!!!  Mogłam schylać się, prać i umyć włosy. Żadnego bólu nie czułam. To była nowa nieznana mi jakość w moim życiu. Od razu przypomniałam sobie modlitwę księdza Jarosława Cieleckiego.

Jestem przekonana, że Święty Ojciec Charbel wysłuchał moich próśb i przekazał je Jezusowi, Najświętszej Maryi Pannie i naszemu Stwórcy. Dziękuję za wstawiennictwo modlitewne księdzu Jarosławowi Cieleckiemu.

Panie Jezu, chroń naszego Opiekuna, który zjednoczył nas w Domach Modlitwy. Proszę, obdarz Go zdrowiem, dodaj sił i obdarz łaskami, abyśmy mieli szansę na spotkania ze Słowem Bożym i trwali na modlitwie oddając Chwałę naszemu Uzdrowicielowi, Jezusowi Chrystusowi.

Chwała Panu!

Joanna M. M. z Dębicy (D.M.55)


Świadectwo

Marzeniem mojej córki było, aby zmienić pracę. Starała się kilkanaście razy kwalifikacjach, ale bez skutku. Złożyła kolejny raz dokumenty robiąc to bez większego przekonania. Gdy tylko mi o tym powiedziała, złożyłam tą intencję podczas spotkania w Domu Modlitwy św. Charbela nr. 69. Kwalifikacje odbyły się w Warszawie (praca miała być w Krakowie). Po powrocie, była przekonana, że na pewno nic z tej pracy nie będzie. Ja zanosiłam prośbę przez św. Charbela do Tronu Pana. Jakież było zaskoczenie córki, gdy po upływie kilkunastu dni otrzymała telefon, że została zakwalifikowana i jest przyjęta do pracy. Wpadła  wówczas w panikę, że nie zdąży załatwić z obecnym pracodawcą miesięcznego wypowiedzenia. I znowu za wstawiennictwem św. Charbela wszystkie sprawy  obecnym pracodawcą rozwiązały się same.

Dziękuję Ci Jezu. Bądź Uwielbiony. Chwała Tobie.    Łucja.


Świadectwo

Mam na imię Alicja, od półtora roku zmagam się z wieloma chorobami. Początkowe rokowania dotyczące moich chorób były niepomyślne. Przy każdym kolejnym badaniu lekarze diagnozowali następne schorzenia i tą drogą dowiedziałam się, że cierpię na: niewydolność nerek, tuż przed dializami; genetyczną chorobę w postaci wielotorbielowatości nerek i wątroby oraz wiele innych chorób. Do listy moich dolegliwości doszło jeszcze zakażenie wątroby wirusem żółtaczki typu C. Była to przysłowiowa kropla, która przepełniła czarę goryczy. Wracając z różnych konsultacji ze specjalistami, którzy rozkładali już ręce, popadłam w początek depresji. To trudny czas, kiedy człowiek uświadamia sobie, że sam już nic nie może. W tej całkowitej  niemocy pomyślałam sobie: “Panie Boże, proszę, pomóż mi”. Wiem, że moje zawierzenie się Bogu było przełomem. Bóg nie zwlekał, od razu poczułam Jego opiekę. Wiele sytuacji potwierdzało, że to nie były zbiegi okoliczności. Ciągle powtarzałam sobie: “Jezu, ufam Tobie”.

Był czas wakacji, a w mojej sytuacji czas badań, które miały zadecydować o tym, czy zostanę zakwalifikowana do terapii przeciw-żółtaczkowej, która stanowi jedyną możliwość pozbycia się z organizmu śmiertelnego wirusa. Wszystkie badania były bardzo złe, usłyszałam kolejny wyrok: “Przykro mi, jednak pani wyniki są na tyle nie dobre, że NFZ nie umożliwi pani leczenia”. Wyszłam od lekarza i pomyślałam: “Panie Boże, jeżeli taka jest Twoja wola, to ją przyjmuję”. Od tego momentu, gdy zawierzyłam Bogu całą siebie zauważyłam, ze wszystkie spotykające mnie wydarzenia niczym elementy układanki, składają się w jedną całość.

Znajoma zabrała mnie na mszę świętą do Krakowa, którą, jak się okazało, sprawował ks. Jarosław Cielecki. Była to pierwsza msza o uzdrowienie, w której przyszło mi uczestniczyć, dlatego nie wiedziałam w jaki sposób będzie ona przebiegać,  ponadto nie znałam osoby ks. Jarosława, a tym bardziej św. Charbela.

Przyznam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam obraz św. Charbela, to poczułam dziwny niepokój. Słowa księdza sprawiły, że jeszcze bardziej otworzyłam swoje serce dla Jezusa. Uwieńczeniem mszy św. było błogosławieństwo olejem św. Charbela. Ksiądz Jarosław uprzedzał i uspokajał, że osoby mogą po takim namaszczeniu upadać, co zaobserwowałam później, czekając na swoją kolej. Nie rozumiałam tego. Gdy ksiądz dotarł do mnie i zaczął mnie namaszczać poczułam, że nie mam kontroli nad swoimi nogami, że uginają się jak wstążka opadająca w dół. To fizyczne odczucie bliskości Jezusa bardzo mnie wzruszyło i z płaczem dziękowałam Bogu, że pozwolił mi tego doświadczyć. Po pewnej chwili poczułam, że musze usiąść i wtedy zdarzyło się coś równie niewytłumaczalnego. Odczucie, które pojawiło się wtedy wewnątrz mojego brzucha jest bardzo trudne do  opisania, jedyne porównanie, które w pewnym stopniu oddaje to, co wtedy poczułam, to duża ilość tabletek musujących, które właśnie się w nim rozpuszczają. Uklęknęłam w ławce i zauważyłam, ze mój cały brzuch zaczyna drgać, i podobnie zachowywały się moje złożone w modlitwie ręce, tak, że czułam drżenie każdego mięśnia, ścięgien i żył. Modliłam się. Po około 15 minutach wszystko zaczęło się wyciszać. Wiedziałam, że spotkało mnie cos bardzo ważnego.

Gdy ponowiłam badania na zlecenie lekarzy widziałam wielkie zdziwienie w oczach pani doktor, gdy kartka po kartce analizowała każdy wynik. Nie wiedziałam co takiego w nich jest, że pani doktor aż zaniemówiła z wrażenia. Okazało się, że spośród czterech stron A4 wyników- wszystkie  były w normie, a pani doktor powiedziała, że nie ma się do czego przyczepić i kieruje mnie na terapię.

Aktualnie kończę terapię i wszystkich zadziwia, że tak dobrze i optymistycznie ją znoszę, głównie ze względu na to, że takie leczenie zazwyczaj w sposób negatywny wpływa na ogólny stan zdrowia i samopoczucie pacjenta. Moją jedyną siłą była Eucharystia, Słowo Boże oraz wsparcie Rodziny i Przyjaciół.

Nie wiem co mnie czeka ale wiem, ze św. Charbel wpisał się w moje życie na zawsze, że czuwa i pomaga. 22 lutego 2014 roku założyłam Dom Modlitwy św. Charbela. Podczas tych modlitewnych spotkań uprosiliśmy wraz z moją rodziną i przyjaciółmi wiele łask. U każdej z tych osób zaszła ogromna przemiana duchowa w relacjach z Panem Bogiem, co przenosi się również na ich rodziny i znajomych. Św. Charbel jest naszym kochanym przyjacielem, który oręduje za nami u Jezusa i Maryi.

Wspominałam wcześniej o niepokoju, który poczułam,  gdy po raz pierwszy zobaczyłam Jego obraz. Teraz z perspektywy czasu wiem, że to zło, które było we mnie bało się tego cudownego Świętego. Dzięki Niemu otrzymałam od Boga dar uzdrowienia duszy i ciała, rozwiązał On także sprawę dotyczącą mojej przeciw-żółtaczkowej terapii, co pojmując na ludzki rozum nie było możliwe.

Dziękuję Bogu za św. Charbela i ks. Jarosława oraz proszę aby każdy człowiek podczas mszy świętej mógł doświadczyć obecności Chrystusa.

Alicja z Łączan DM63


Pragnę złożyć swoje świadectwo

We Mszach św. z modlitwą o uzdrowienie, którym przewodniczył ks. Jarosław Cielecki z Watykanu, uczestniczyłam po raz dwunasty. Jednakże 8 lipca w Międzylesiu (Kotlina Kłodzka, woj. dolnośląskie) wydarzyło się “coś” o czym chciałabym napisać. Choruję od 4 lipca 1974 r. Po operacji wyrostka robaczkowego, w wyniku której nastąpiły poważne komplikacje, m.in. wylew krwi do mózgu i opłucnej oraz jednocześnie zator płucny, oberwanie żyły odpiszczelowej, zapalenie płuc, paraliż prawostronny i śpiączka …

W domu musiałam pozostawić wówczas trójkę małych dzieci (najmłodszy jeszcze był przy piersi, gdyż ostry stan zapalny wyrostka robaczkowego, nie pozwalał mi dłużej czekać, moje życie było zagrożone, dlatego zabieg był niezbędny)…

Wspomniałam o tym  dlatego, że od owego feralnego dnia zaczęła się, można powiedzieć moja walka o życie, która trwa bez przerwy już ponad 40 lat. Jestem inwalidą I grupy. Lekarze sugerują różne zabiegi, ale gdy dochodzi już sprawa prawie do finału, okazuje się, że z powodu tak wielu schorzeń, żaden zabieg nie wchodzi w grę, gdyż jest zagrożenie życia. Tu się zamyka temat. Pozostaje leczenie tzw. zachowawcze tzn. mniej więcej tyle, ile wytrzyma pacjent do kresu swoich dni.

Ja jednak się nie załamałam……jestem osobą wierzącą. Powiedziałam sobie: NAJLEPSZYM LEKARZEM JEST PAN JEZUS! i JEMU UFAM BEZGRANICZNIE!

– gdy tylko będzie taka Jego wola, to mnie uzdrowi. Tak też się stało w Międzylesiu poprzez KAPŁAŃSKIE DŁONIE KS.JAROSŁAWA CIELECKIEGO, PODCZAS BŁOGOSŁAWIEŃSTWA OLEJEM ŚWIĘTEGO OJCA CHARBELA, miałam uczucie, jakby świder przechodził przez mój mózg. Spoczęłam w Duchu Świętym, a gdy wstałam bardzo bolała mnie głowa. Spostrzegłam również, że ustąpiły „ trzaski” w prawym uchu, które utrudniały mi codzienne życie przez kilkanaście miesięcy (w miesiącu czerwcu byłam z tym problemem u laryngologa, ale nie było żadnej pozytywnej odpowiedzi )…

O tym, co stało się na Mszy św. w Międzylesiu opowiedziałam S. Heni ze Zgromadzenia Misjonarek Krwi Chrystusa. Siostra powiedziała, że “odetkały się kanały”… doświadczyłam łaski Pana.

Od tej pory czuję się komfortowo gdyż ta przypadłość, która w znacznej mierze utrudniała mi codzienne funkcjonowanie, ustąpiła całkowicie.

CHWAŁA PANU ! BOGU NIECH BĘDĄ DZIĘKI!

W tym miejscu pragnę z całego serca podziękować  Wielkiemu Kapłanowi Pielgrzymowi, Księdzu Jarosławowi Cieleckiemu, który pokonuje tysiące kilometrów, bez względu na złą pogodę i przeciwności niestrudzenie przybywa do Ojczyzny aby głosić jak wielki Jest Bóg, jak cudowna jest Maryja,  św. Jan Paweł i św. Charbel.

Niech spotka Księdza wielka nagroda w niebie.

Teresa Góźdź. Wspólnota Przyjaciół Świętej Rodziny od Krwi Chrystusa


Świadectwo

Planowałam wyjazd z mężem do Medziugorie. Pragnęłam zwiedzić wszystkie możliwe miejsca. Na spotkaniu w Domu Modlitwy św. Charbela złożyłam intencję o obfitość łask i o możliwość zobaczenia jak najwięcej. Już w Medziugoriu Pan skierował nas do domu noclegowego, w którym była pielgrzymka ze Słowacji, która nas przygarnęła jak swoich, zabierając nas we wszystkie miejsca i karmiąc nas. Nie przyjęli od nas żadnej zapłaty, traktowali nas jak własną rodzinę. Wszystko o co prosiłam za wstawiennictwem św. Charbela otrzymałam. Dziękuję Jezusowi, Maryi i Charbelowi.  Grażyna.

Latem 2013 roku w Płocku w czasie nabożeństwa o uzdrowienia duchowe i cielesne, kiedy ks. Cielecki prosił Jezusa o uzdrowienie z chorób nie wykrytych poczułem ciepło w klatce piersiowej. Od tego czasu ustał kaszel (jestem palaczem) i tzw. bezdech, który występował nocą.

Adam Bresiński

7.8.2014


Świadectwo

Od pewnego czasu zanosiłam w Domu Modlitwy św, Charbela prośbę, abym otrzymała jasną odpowiedź, czy to co działo się wcześniej w sąsiedniej parafii było związane z sektą, lub nie. Ponieważ owoce tamtych spotkań pod kierunkiem pewnego księdza  i kobiety były złe, np. nieoczekiwanie pewna rodzina opuściła w tajemnicy nasze miasto i przeniosła się na drugi koniec Polski w  pobliże tego księdza. Ja też i moja rodzina wcześniej braliśmy udział w tych spotkaniach. W dniu 24 lipca br. tj. w dniu Św. Charbela pewien kapłan, który znał dobrze tę sprawę zdecydowanie powiedział mi, że jest głęboko przekonany, iż była to sekta. Dla mnie była to odpowiedź Św. Charbela na moją prośbę. Joanna.


Przesyłam świadectwo Joanny.

Poprzez to świadectwo chciałam podziękować Bogu, Matce Najświętszej i Św. Charbelowi za uratowanie życia mnie i moim dwom synom: Wojciechowi i Romanowi. Jechaliśmy na urlop rowerami, a także na trudnej trasie samochodem. Właśnie, gdy skręcaliśmy do sklepu, nie z naszej winy uderzył w nas samochód. Wpadliśmy do rowu i zakleszczyły nam się troje drzwi. Samochód nadawał się tylko do kasacji, a nam nic się nie stało. To ewidentny cud. Wiem, że w Domu modlitwy Św. Charbela, z którym łączę się telefonicznie modlili się za nas. My też odmawialiśmy od 7 lipca nowennę do Matki Bożej Szkaplerznej o szczęśliwą podróż. Po wypadku nie mieliśmy nawet siniaka. Po ludzku jest to niemożliwe. Chwała Panu za nasze ocalenie. Joanna.
Z modlitewną pamięcią Dom Modlitwy  Nr. 69. Alicja.


Szczęść Boże

Witam serdecznie księdza Jarosława i pozdrawiam z Rembertowa, z parafii Matki Bożej Zwycięskiej. Pozwoliłam sobie poprosić księdza Michała z naszej parafii o kontakt do księdza Jarosława ponieważ chciałam bardzo księdzu podziękować za przepiękne rekolekcje adwentowe w naszej parafii. Był to wielki cud dla naszej parafii i dla mnie osobiście także. Być może przypomina sobie ksiądz, podałam księdzu zdjęcie mojego chorego syna z prośbą o modlitwę. Bardzo chcę podziękować za tę modlitwę. Mimo, że syn jest chory na swoją chorobę, ja doświadczyłam tego dnia ogromnej łaski od Pana Jezusa. Dziękuję Duchowi Świętemu za to doświadczenie, odczułam podczas modlitwy ogromną miłość, miłość, która mnie przytula i obejmuje. Serce nie mogło pomieścić szczęścia. Wiele razy słyszałam, że ludzie coś przeżywali ale nie myślałam, że ja, taka niegodna zostanę zauważona i tak mocno dotknięta przez Jezusa. Wcześniej moje życie to tylko rozpacz bo i choroba syna i moja i mąż po 30-u latach wyprowadził się mówiąc, że nie jest chrześcijaninem, co mnie najbardziej zabolało. Teraz Pan Jezus dał mi ogromną radość życia. Mimo, że problemy nie zniknęły ja jestem innym człowiekiem. Patrzę z ogromną miłością  na wszystko i na każdego człowieka, szczególnie na tych, którzy mnie zranili. Duch św. skierował mnie do wspólnoty Odnowy w Duchu św. Jeruzalem. Tam znalazłam radość, miłość i ogromne działanie Ducha św. Wierzę i ufam całkowicie Jezusowi, że wszystko co chore w mojej rodzinie uleczy, a ja już teraz dziękuję Mu za to całym swoim życiem. Jeszcze raz z serca księdzu dziękuję za to piękne Boże Słowo, które w naszych sercach zrodziło miłość, pragnienie trwania przy Jezusie i Maryi. Pozdrawiam księdza bardzo serdecznie i życzę wielu łask Bożych, szczególnej opieki Matki Bożej Królowej.

Alicja z Parafii Matki Bożej Zwycięskiej w Warszawie Rembertowie


Świadectwo interwencji  Św. Charbela w chorobie tarczycy mojej mamy.

Postać  Św. Charbela przybliżył mi artykuł otrzymany drogą e-mail od Józefa, którego dane mi było poznać podczas pielgrzymki do Medjugorie. Od razu stała się ona bliska memu sercu i zaczęłam poszukiwać informacji nt. Świętego jego życia itd.  Za jakiś czas w internecie pojawiła się informacja, że ks. Cielecki odprawia nabożeństwa z namaszczeniem olejem Św. Charbela.  Bardzo chciałam uczestniczyć w takiej Eucharystii, ale niestety wówczas nie mogłam ze względu na swój stan zdrowia – oczekiwałam na operację kręgosłupa i większość czasu spędzałam w łóżku z powodu bólu, który uniemożliwiał mi poruszanie się.

W tym samym czasie  zachorowała również moja mama. Lekarz skierował ja w trybie pilnym do szpitala, gdzie przebywała dwa tygodnie. Okazało się, że powodem złego stanu zdrowia była  przerażająca nadczynność tarczycy. Wynik TSH – jednego z badań tysiąckrotnie poniżej normy

a organizm w stanie wycieńczenia. Pod znakiem zapytania stała również możliwość leczenia jodem promieniotwórczym.

Mama jednak została poddana tej terapii, jednakże leczenie to spowodowało z kolei znaczną niedoczynność. Mimo leczenia farmakologicznego wyniki przekraczały normę ponad dziesięciokrotnie – zapewne z powodu zniszczenia tarczycy przez jod promieniotwórczy. I znów problem. Mama poczuła się bezradna. Ja też już byłam po operacji i widziałam jak ostatkiem sił krzątała się po mieszkaniu.

Pewnego wieczoru zaczęłam opowiadać  jej o Św. Charbelu i niesamowitych cudach jakie dokonywały się za Jego pośrednictwem i wstawiennictwem u Pana. Mama kilkakrotnie pytała jak prawidłowo wymawia się Jego imię. Tego samego wieczoru około północy z sąsiedniego pokoju słyszę pytanie mamy: Śpisz?

Odpowiadam: Nie. A co się stało?

Na co mama: Jak nazywał się ten „Twój” Święty, bo zapomniałam?

Odpowiadam: Charbel, ale jak mamo trochę przekręcisz Jego imię  to się nie obrazi

Podziękowała i poszłyśmy spać. Wiem, ze mama prosiła Świętego o pomoc i wstawiennictwo i Święty Charbel  jak zawsze nie odmówił. Za dwa dni zrobiła badania i trzeciego dnia odebrała wyniki. Wiedziałam, że stało się coś niezwykłego bo mama z daleka promieniowała radością. Pytam żartobliwie: Co mama w totolotka wygrałaś? Na co pokazuje mi wyniki i mówi: Zobacz sama, to Święty Charbel mi pomógł. Wyniki były wzorcowe i wiemy, że żadne środki farmakologiczne w tak krótkim czasie nie byłyby w stanie unormować rozchwianej tarczycy.  Lekarz prowadząca nie dowierzała i poprosiła o powtórzenie badania, którego wynik również mieścił się w granicach normy. Chwała Panu za cuda jakich dokonuje i za dar Świętego Charbela, który wstawia się za nami u Boga.

Monika


W dniach 12- 14 września brałam udział w rekolekcjach prowadzonych przez ks. Jarosława Cieleckiego w Częstochowie.

Chciałabym podzielić się czymś, co spotkało mnie za wstawiennictwem św. Charbela,  właśnie w tym szczególnym miejscu.

Każdy dzień rekolekcji obfitował wieloma Łaskami Bożymi. Czuło się tam szczególną bliskość Jezusa, Maryi św. Charbela. W ostatnim dniu rekolekcji (była to niedziela, święto Podwyższenia Krzyża) miałam niesamowite doświadczenie.  Rankiem o godzinie 6, gdy cały dom rekolekcyjny budził się ze snu, poszłam do kaplicy, aby się pomodlić. Panował w niej jeszcze lekki półmrok. Światło pochodzące od świec oświetlało relikwie św. Jana Pawła i św. Charbela. Klęcząc poczułam, że chcę przytulić do serca relikwie św. Charbela, aby razem ze mną modlił się do Jezusa. W trakcie odmawiania modlitwy „Ojcze nasz”, w miejscu, gdzie są słowa: „ I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…”, serce zaczęło uderzać mi ze zdwojoną  siłą, jakby chciało wyskoczyć. Nie wiedziałam co się dzieje. Przyszła mi taka myśl, że św. Charbel chce abym zwróciła szczególną uwagę na te właśnie słowa. Modląc się z wielkim wzruszeniem prosiłam Boga, aby odpuścił mi moje winy. I sama przebaczyłam wszystkim, którzy mnie w jakikolwiek sposób w życiu zranili, także i to, czego w tym momencie nie pamiętałam. Gdy wróciłam do pokoju opowiedziałam o całym zdarzeniu osobom, które ze mną mieszkały. Na drugi dzień rano po powrocie z rekolekcji dostałam SMS (wysłany o godzinie 3 w nocy) od osoby, z którą nie miałam kontaktu od około 4 lat. Dodam, że relacje z tą osobą były dla mnie bardzo trudne. Treść SMS-a była następująca: “Alu, niech Bóg błogosławi dziś wszystkim Twoim myślom, czynom i pragnieniom. Niech osłoni Twoje serce swoją czułą opieką…” . Gdy to przeczytałam nie mogłam opanować łez- płynęły one niczym strumień oczyszczający. Przed oczyma stanął mi obraz modlitwy „Ojcze nasz” i relikwii które przytulam do serca. Moja odpowiedź na SMS-a była natychmiastowa: “I Tobie … niech Bóg błogosławi, a jeśli było coś złego z mojej strony to przepraszam… z całego serca…”.

Wiedziałam że jest to wspaniały owoc rekolekcji i że Jezus przyjął modlitwę moją i św. Charbela, którą w tym szczególnym dniu złożyłam u stóp Jego krzyża.

Bogu niech Będą dzięki, Maryi Wniebowziętej i św. Charbelowi.

Alicja z Łączan


Świadectwo.

W dniach 12-14 września z mężem wzięliśmy udział w rekolekcjach prowadzonych przez ks. Jarosława w Częstochowie (cudowne dni). W piątek na Drodze Krzyżowej przy X Stacji (tak myślę, że to była X Stacja), ks. Jarosław mówił o grzechach języka… i wtedy wydarzyło się coś, czego nie rozumiałam. Cała zaczęłam drżeć, łzy ciskały się do oczu a ja tak bardzo chciałam to zatrzymać, żeby nikt nie widział, tak blisko stałam księdza ale nie udało się. Ktoś chwycił mnie za ramię i podał mi chusteczkę. W moich myślach był tylko mój mąż… Zostałam przy tej Stacji i tak bardzo prosiłam mojego Ukochanego Jezusa aby dał mi poznanie, dlaczego…przecież mężowi wszystko wybaczyłam, naprawdę wszystko. Kiedy pytał o przebaczenie to tak odpowiadałam. Przez następne dni rekolekcji była radość, pokój….czas łask.

Po powrocie do domu, któregoś dnia źle się czułam i poprosiłam męża o wspólną modlitwę (nowenna pompejańska, którą nie chciałam przerwać). Po zakończeniu modlitwy mąż powiedział cyt.”…widzę, że muszę ci pomóż…” Po ok 10 dniach czuję, że mam iść do spowiedzi ale muszę “specjalnie się przygotować”. Nie bardzo wiedziałam dlaczego “specjalnie”? Wzięłam do ręki książkę – Siedem tajemnic Spowiedzi – przewracam kartki i nic (w sercu czuję, że w niej jest coś dla mnie). I tak się stało, wzrok zatrzymał się na stronie, stronach…(to były kajdany). Poczułam drżenie, łzy napływały, wspomnienia wracały… Wieczorem z mężem pojechaliśmy do spowiedzi i wtedy w konfesjonale nastąpiło… przebaczenie. Jak to możliwe? A jednak. Ten zły zrobi wszystko aby nas zniszczyć ale kiedy zaprosimy Ukochanego Jezusa do naszego serca, to ON odkrywa, oczyszcza, uzdrawia. Jakie to cudowne, wystarczy tylko chcieć… W domu opowiedziałam mężowi o tym co się wydarzyło a on mi powiedział cyt.”…wczoraj skończyłem nowennę do Krwi Jezusa Chrystusa w twojej intencji…” Jakie to piękne, aby wszyscy wiedzieli ile dobra wnosi w nasze życie modlitwa kiedy modlimy się jeden za drugiego a także udział w rekolekcjach. Myślę, że to Pan Jezus przemawiał przez usta ks. Jarosława wtedy na Drodze Krzyżowej i nie tylko. CHWAŁA PANU. Bogu Wielkie Dzięki za takiego kapłana, obdarzonego Darami Ducha Świętego i Charyzmatami, za Jego posługę przepełnioną Miłością. Bogu Wielkie Dzięki ks. Jarosławie za to dobro, które czynisz. Chwała Panu.

Maria z DM


Pragnę podziękować wszystkim za modlitwę, to niewiarygodne, a jednak tak jest, moje życie bardzo się zmieniło, tak bardzo, że nie wiem jak teraz żyć. Maja gehenna skończyła się. Bogu dzięki i Maryi i wszystkim świętym i wszystkim, którzy modlili się i dodawali mi sił. Cierpiałam okropnie 15 lat. Mamy z mężem 2 synów, starszy z rodziną wyjechał, młodszy syn nie był szczęśliwy w małżeństwie, żona chciała życia jak w serialach, on inaczej wychowany, nie spełniał jej zachcianek … szybko znikła miłość, wojny domowe, zawiedzione nadzieje, jej poszukiwania szczęścia w przyszłości i wizyty u wróżki. Odeszła. Syn zaczął pić, pił coraz więcej, robił awantury, burdy, tracił coraz więcej, stracił pracę, przyjaciół, a wszystkiemu winna byłam ja, matka bo mieszkaliśmy razem. Mąż nie wytrzymał tego i któregoś dnia serce stanęło już na zawsze. Tyle razy, tak bardzo się bałam jego nocnych powrotów, gdy nad ranem nie raz mnie pobił będąc pod wpływem upojenia alkoholowego. Bolało, ogromnie bolało, o  wiele bardziej serce niż jego ciosy, a bił mocno gdzie popadło, bolało bo to syn, bolało bo niszczył mnie, swoją matkę, urodziłam go i z miłością wychowałam. Męża nie było, kto miał mnie bronić ? W swoich myślach był jakiś inny, zły, zacięty, zbuntowany, same głupoty wygadywał na księży, kościół latami omijał, wszyscy byli winni tylko nie on. Kradzieże, bójki, policja i znowu matka winna i wrzaski i rękoczyny. Prosiłam gdzie mogłam i kto mi powiedział, dzwoń tam lub jeszcze tam. Modliłam się i prosiłam o opamiętanie, o nawrócenie. Myślałam, że ten syn mój po wizytach żony u wróżki jest opętany. Zawiozłam go nawet do egzorcysty ale tylko go wyśmiał. Gdy szłam do kościoła, do spowiedzi on jakoś to wyczuwał nawet gdy nie wiedział. Po powrocie, prawie natychmiast rozpoczynał kłótnię tak, żebym go wyzywała i znowu zgrzeszyła. Cierpiałam bardzo, jedyną pomoc dawał mi różaniec. W ostatnim roku kilka razy dzwoniłam do pani, od nabożeństw ze  św. Charbelem. Przepraszałam ją bo długo opowiadałam o swoim bólu. Ona cierpliwie słuchała, obiecała modlitwę i przekazanie jej do domów modlitwy św. Charbela, ciepłym troskliwym głosem ocierała moje łzy. Zamówiłam kilka Mszy św. u księdza Jarosława Cieleckiego bo słyszałam, że przez modlitwę tego kapłana Pan Bóg czyni cuda w ludzkich sercach. Nie mogłam pojechać na nabożeństwo, zawsze za daleko, a jakby nie było mnie wieczorem w domu syn zniszczyłby wszystko ze złości, niedobra matka ale musiała być na miejscu, na usługach syna.

Syn od czas do czasu łapał dorywcze roboty aby grosz na alkohol zdobyć. Cieszyłam się gdy miał pracę ale szybko ją tracił bo zapił i nie przychodził przez tydzień. Tak było w tej ostatniej dorywczej w lesie, poprosił o dzień urlopu bo szykowała się impreza z kumplami. Szef odpowiedział, że nie, bo chce mieć robotnika. Jak chce wolne to całe 2 tygodnie i do końca roku ani dnia urlopu. Wziął. Pił każdego dnia, coraz więcej i więcej, nie trzeźwiał, a dolewał przez 13 dni, spał, chlał, bluźnił, prawie nie jadł. Bałam się najgorszego. Ostatniego dnia coś się w nim wydarzyło. Sam wziął telefon, sam wybrał numer i zadzwonił na pogotowie i powiedział, że chce się zabić, zapić na śmierć. Lekarz podczas wizyty stwierdził, że człowiek stanowi zagrożenie dla swojego życia. Po odtruciu w szpitalu został przewieziony na obserwację na oddział psychiatryczny. Stamtąd jednak wypisano go z zaleceniem terapii w ośrodku odwykowym. Dostał się bardzo szybko do dobrego ośrodka. Tam spotkał osoby, które zaprowadziły go do kościoła, był na nabożeństwie z modlitwą wstawienniczą, odbył spowiedź i zaczął codziennie uczestniczyć w Eucharystii, jak za dawnych lat gdy był ministrantem. Z ośrodka dzwonił do mnie, pytał co u ciebie mamusiu, co na obiad dzisiaj w domu… idę na Mszę św. do kaplicy, wiesz jak to pięknie być blisko Miłości Jezusa, uczę się modlić na różańcu… mamusiu, kocham cię i przepraszam, że tyle przeze mnie wycierpiałaś. Zmienię się, zobaczysz, mam tyle planów, módl się za mnie bo jestem jeszcze słaby i lękam się upadku gdy wrócę do domu, do znajomych. Gdy go słuchałam serce rozpływało się w morzu łez ale były to łzy radości, nie umiałam ich powstrzymać, czasem płakaliśmy razem. Minęło kilka miesięcy. Syn trwa w postanowieniach, znalazł pracę, przynosi pieniądze, chce odnowić mieszkanie bo takie szare ściany od lat. Teraz dopiero je widzę, teraz gdy siedzę spokojna przy stole i myślę, jak ja to zniosłam ? Jak bardzo Bóg i Maryja byli w tym moim piekle Umocnieniem i Nadzieją i Wybawieniem. Boże, jak niepojęte są Twoje drogi i palny i wyroki! We wszystkim niech będzie cześć i uwielbienie przez Maryję i Świętych Bogu Wszechmogącemu za tą ogromną łaskę jaka otrzymaliśmy !

Pytali mnie nie raz znajomi, jak to się stało, jak go namówiłam aby zadzwonił ? Nie wiem, nie był to nawet mój pomysł. Kilka dni po tym gdy prosiłam o modlitwę ludzi z Domów Modlitwy św. Charbela mój syn spotkał kogoś, potem raz jeszcze ale nie umiał dokładnie opisać. Ten ktoś kazał mu tak zrobić i on zrobił, wziął telefon i zadzwonił i powiedział co zamierza. Potem wyznał mi, że od pierwszego dnia urlopu miał ten zamiar, wreszcie skończyć ze sobą więc pił, coraz więcej każdego dnia ale coś nie dawało mu przekroczyć granicy życia. Mam nadzieję i wierzę, że to był św. Charbel bo tak bardzo gorąco prosiliśmy o pomoc przez jego wstawiennictwo za Krzysztofem.

Wiem, że to etap ale najtrudniejszy pierwszy krok. Proszę pamiętajcie o nas w modlitwie. Z wdzięcznością to świadectwo przekazuję na chwałę Boga i ku pokrzepieniu tych, którym sił już brakuje. Bóg ma plan, trzeba Jemu bez końca zaufać. Elżbieta z Mazowsza.

6 Comments

Leave a reply

Your email address will not be published.