Ksiądz Karol Wojtyła, ks. Jarek i kury

 
 
 

Historia, którą ks. Jarek opowiadał dzieciom podczas ostatnich rekolekcji, jakie prowadził w Złoczewie zdarzyła się naprawdę, w roku 1948. Jej bohaterem jest ks. Karol Wojtyła i …kury.

Na małej kolejowej stacyjce w miejscowości Kłaj koło Krakowa na pociąg oczekiwało parę osób. Była wśród nich jadąca na targ do Krakowa gospodyni z kilkoma kurami w koszu i młody ksiądz. Gosposia postawiła ciężki kosz na peronie, a kury wydostały się z niego i rozbiegły w okolicy. Wtedy ksiądz Karol, wikary z Niegowici, który również wybierał się do Krakowa, ruszył na pomoc. Wyłapał uciekinierki, a gospodyni serdecznie mu za to dziękowała. Zapamiętała tę historię na całe życie – kiedyś podzieliła się z nią z ks. Cieleckim, który postanowił wykorzystać ją w swoim filmie o „Wikarym z Niegowici”.

Perypetie z kurami-aktorkami podczas kręcenia filmu, też były godne uwiecznienia.  Otóż kury faktycznie wydostały się z kosza i rozbiegły po peronie, torach kolejowych i sąsiednim lesie. Ich właścicielka, w trosce o zdrową kurzą psychikę nie zgodziła się na sugestie innych, by drób jakoś dyskretnie powiązać, więc skorzystały z okazji i uciekły. Z łapaniem był problem – grający ks. Karola jego imiennik Karol Dudek rzucił się w sutannie na tory i rozbił sobie kolano, reżyser – ks. Jarek dopingował Karola krzycząc: Rzuć się na nią, łap łap,  szczupły akustyk wpełznął pod stojące na bocznym torze wagony, by wyłapać niesforne ptactwo, a operator kręcił wszystko na wszelki wypadek, by gdyby kur nie udało się odzyskać, mieć chociaż takie zdjęcia. Akcja została jednak uwieńczona sukcesem, kokoszki wróciły na swoje miejsce i odegrały wyznaczoną im rolę. Zapłaciły jednak drogo za filmową karierę – po kilku dniach wszystkie straciły pióra. Podobno ze stresu.

 

To jednak nie koniec „kurzych” opowieści związanych ze św. Janem Pawłem. Do gospodarstwa w Castelgandolfo zostały sprowadzone kury z regionu Padania. Zawiózł je tam znajomy ks. Jarka z Padwy, Micheleangelo, który na audiencję generalną udał się z dwoma kurami z ceramiki. – Ojciec św. Jan Paweł II cieszył się bardzo z tego daru – mówi ks. Jarek. Oglądałem fotografie z tamtej chwili… A te dwie kury można podziwiać w Muzeum Watykańskim.

Ks. Jarosław zatem w czasie rekolekcji nie tylko mówi o kurach, ale na koniec składa życzenia z „kurzym” motywem, opowiadając taką bajeczkę: Pewnego razu wybrali się na ryby Polak, Niemiec i Rosjanin. I złowili złotą rybkę. Złota rybka oczywiście obiecała, że gdy ją wypuszczą, spełni każdemu  jedno życzenie. Rosjanin poprosił ją o najdroższy samochód na świecie, spalający mało benzyny. Niemiec zażyczył sobie, by poślubić najpiękniejszą kobietę, która przy tym byłaby zawsze uśmiechnięta, uległa, pokorna, nie krzyczała i żeby się nie starzała. Rybka spełniła to życzenie. Przyszła kolej na Polaka. A Polak mówi: droga, złota rybko. Mój sąsiad ma kurę, na której bardzo się bogaci i mówi, że ta kura znosi mu złote jajka. Moim życzeniem byłoby, żeby mu ta kura zdechła.

W kościele zwykle rozlega się śmiech, lecz gdy już przebrzmi, ks. Jarek dodaje: Nie zazdrośćcie sąsiadom. Cieszcie się z osiągnięć innych. Bo ktoś będzie się cieszył i nie zazdrościł tobie. To czysta Ewangelia. Pozwól tej kurze żyć, bo może przypadkiem zabłądzi i zniesie jedno złote jajko w twojej zagrodzie. To znaczy: jak będziemy sobie nawzajem dobrze życzyć, to wszyscy będziemy bogatsi. Bogatsi o miłość.

 

(BRS)

11.03.2016

Leave a reply

Your email address will not be published.