Dziadziuś Stanisław kochał mnie nad życie (25.04.2019)

 
 
 

Moja śp. Mama, odkąd znalazł się na świecie mój młodszy brat Marek wymyśliła, że będziemy obchodzić imieniny w jednym dniu – 25 kwietnia w Marka, kiedy jest również Jarosława. Wprawdzie powinien mieć je w styczniu, skoro urodziłem się w październiku, ale mama Barbara postanowiła inaczej, ponieważ kupowała takie same prezenty jednemu i drugiemu.
Jarosław to moje drugie imię – pierwsze miałem Jan, ale w gminie woleli w tamtym czasie wpisać to drugie, bo Jan jest święty. Chociaż nikt nie mówi do mnie Janku, czuję się jednak związany z tym imieniem, jest dla mnie bardzo ważne. Myślę o św. Janie Apostole, który do końca był pod krzyżem z Maryją.

W tym dniu moje myśli biegną zawsze do rodziców, którzy na pewno wstawiają się za mną przed Bogiem i o swoim śp. Dziadziusiu Stanisławie, który zmarł w roku 1995. Byłem wtedy wikariuszem w parafii Stryków koło Łodzi i miałem poprowadzić pielgrzymkę łódzkiej rodziny Radia Maryja na spotkanie z Janem Pawłem II. Dziadziuś, który kochał mnie nad życie, umarł dzień przed zaplanowanym wyjazdem…
Gdy już zostałem klerykiem, często widziałem go z różańcem w dłoni. Pytałem: Dziadziuś, co ty się tak cały czas modlisz? A on za każdym razem mówił: Chłopak, żebyś księdzem został, doszedł do kapłaństwa i żebyś był dobrym księdzem. I żebym tej pierwszej Mszy doczekał, którą będziesz odprawiał. Potem mogę umrzeć… Gdy przyjeżdżałem do domu z seminarium, Dziadziuś Stanisław ustawiał wszystkich w domu, co irytowało moje rodzeństwo. Mówił: musicie go oszczędzać! Strasznie się denerwował, gdy w czasie wakacji szedłem z nimi w pole do pracy. Nieraz mi tam mówił: uważaj, żebyś sobie rąk nie poniszczył, bo może będziesz w nich kiedyś trzymał Pana Jezusa.
Taką miał wiarę Dziadziuś Stanisław. Doczekał mojej pierwszej Mszy św. w Niegowici, całował tam wtedy moje ręce, a ja z wdzięczności jeszcze większej uklękiem i ucałowałem jego spracowane dłonie.
Co miałem zrobić gdy umarł? Jechać na pielgrzymkę? Przecież mówił: Jak umrę, to chcę żebyś mnie odprowadził na cmentarz … Jeden ze śp. kapłanów łódzkich ks. prałat Marian Wiewiórowski (obejmijmy go również modlitwą) powiedział mi: Musisz jechać do Rzymu, twój Dziadziuś to będzie widział i cieszyłby się. Może spotkasz tam Ojca Św. Jana Pawła II? I rzeczywiście tak się stało. Wtedy właśnie po raz pierwszy przedstawił mnie papieżowi o. Tadeusz Rydzyk. Było to przed Bazyliką św. Piotra. Nie wiem, dlaczego na sutannie na szyi zawiesiłem krzyż. Ojciec Święty pobłogosławił mi ten krzyż i myślę, że jak by potwierdził, że związany jestem ze św. Janem, który stoi pod krzyżem.
Pogrzeb Dziadziusia odbył się 25 kwietnia – dojechaliśmy w tym dniu do Wenecji. Przewodniczyłem Mszy św. w bazylice św. Marka. To była bardzo trudna Msza św., z trudem ją sprawowałem wciąż ocierając łzy. Dlatego dobrze będę zawsze pamiętał bazylikę św. Marka, patrona dnia dzisiejszego. I już wiem, za kogo będzie dziś Msza św. – za śp. Dziadziusia Stanisława i prałata Wiewiórowskiego.

A każdemu, kto dzisiaj otoczy mnie modlitwą i powie życzliwe słowo – bardzo serdecznie dziękuję
Ks. Jarek

1 Comment

Leave a reply

Your email address will not be published.