Św. Charbel czuwał w szpitalu (4.01.2019)

 
 
 

Ten list niedawno nadesłała pani Magdalena z Chodzieży. Przytaczamy go w całości.

Świadectwo uzdrowienia mojego Męża
CHWAŁA PANU BOGU W TRÓJCY JEDYNEMU!!!
Dnia 16 października 2016 r., wracaliśmy z Mężem z porannej niedzielnej Mszy Świętej. Mąż bardzo źle się czuł. Szybko wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do szpitala. Natychmiast przewieźli Męża na oddział kardiologii (nadszedł trzeci zawał serca). Zabrali Go na koronografię. Była wówczas godzina Bożego Miłosierdzia. Modliliśmy się koronką. Z sali operacyjnej wyszła pani doktor i zawołała mnie. Powiedziała: „Bardzo mi przykro, ustała akcja serca, Mąż jest reanimowany”. Łzy płynęły po policzkach. Były przy mnie dzieci i rodzina. Wzywałam Ducha Świętego, aby prowadził ręce lekarza, który reanimował Jurka. Prosiłam Matkę Bożą i Wszystkich Świętych o pomoc mówiąc: „Jezu ufam Tobie, niech Twoja wola się dokona, daj mi i wszystkim tu obecnym tylko wsparcie”. Wszyscy się modlili i płakali. Po zakończonej reanimacji, zaintubowanego Męża zawieźli na OIOM. Gdy podszedł do nas zespół reanimacyjny usłyszeliśmy: „Żyje, ale w 100% oddycha za niego respirator”. Dziękowałam lekarzom, a córka zapytała: „co dalej…?” Lekarz odpowiedział: „My jako zespół zrobiliśmy wszystko, a reszta zależy od Góry”.
Pragnę nadmienić, że Mąż był 15 minut reanimowany. Lekarz poinformował nas, że stan chorego jest krytyczny. Jeżeli przeżyje to może nas nie rozpoznać, jak również być innym człowiekiem, tzn. niepełnosprawnym fizycznie, umysłowo, najprawdopodobniej będzie „rośliną”. Na OIOM’ie Jurek leżał od 16 października do 8 listopada zaintubowany, w śpiączce farmakologicznej. Cztery razy lekarze podejmowali próbę Jego rozintubowania, jednak za każdym razem wpadał w obrzęk płuc, po czym ponownie oddychał za niego respirator. Dodatkowo, 1 listopada decyzją lekarzy Mąż został zoperowany, gdyż utworzyła mu się w udzie przetoka tętniczo-żylna. Przed operacją wzywałam św. Ojca Charbela czyniąc na czole Jurka znak krzyża. Po operacji lekarz powiedział, że Jego serce to serce starca (Jurek miał wtedy 58 lat). Cały czas się modliliśmy. Wieczorem o godzinie 19 Pani doktor podeszła do nas i powiedziała, że ja i córki powinnyśmy wejść, aby się pożegnać, ponieważ organizm Męża „odmawia posłuszeństwa”. Jurek leżał podłączony pod sprzęt, a woda stała na całym ciele jak krople rosy na szybie podczas deszczu. Był zimny, sino-blady, a pielęgniarz nie mógł pobrać mu krwi. W ciszy prosiłam św. Ojca Charbela, św. Jana Pawła II, nasze dzieci, które przed laty utraciliśmy i Wszystkich Świętych o cud uzdrowienia, jeżeli taka jest wola Boża. Po krótkiej chwili otrzymaliśmy kolejny znak Miłości Bożej. Mąż zaczął robić się ciepły, nabrał kolorów, udało się pobrać krew do badań. Jednak ponownie oddychał za Niego respirator. Pozwolono nam jeszcze chwilę być przy Jego łóżku. Pobłogosławiłyśmy Go olejami św. Ojca Charbela i odmówiłyśmy koronkę do Miłosierdzia Bożego. Mąż żył, ale wyniki i rokowania były bardzo złe. Przeszedł udar mózgu i sepsę.
Gdy Mąż 16 października trafił na OIOM w stanie krytycznym, powiedziałam córce, że bardzo brakuje mi olejów św. Ojca Charbela. Wiele osób prosiłam o modlitwę w intencji uzdrowienia Męża. Na mój apel zareagowała również Siostra Miriam, która tego samego dnia odwiedziła nas w szpitalu. Łzy popłynęły po policzkach, gdy ku mojemu zaskoczeniu przekazała nam oleje św. Ojca Charbela. Wtedy opowiedziałam Jej, co wcześniej mówiłam córce. Odpowiedziała, że Boża Opatrzność czuwa nad nami i Ją do nas przysłała. Od tego momentu codziennie błogosławiłam Męża świętymi olejami. Gdy odmawiałam przy łóżku szpitalnym Koronkę, Mąż mimo, że był w śpiączce modlił się ze mną. Wyraźnie ruszał ustami, a Jego rodzona siostra, gdy to zobaczyła rozpłakała się. Lekarze twierdzili, że On nas nie rozumie i są to nieświadome odruchy. My jednak trwaliśmy w nadziei. Dzień w dzień wiele osób uczestniczyło wraz ze mną w Świętej Eucharystii. Sztab zakonów, księży, ludzi dobrej woli i całe rodziny łączyły się z nami w modlitwie. Pragnę nadmienić, że po jednej z Mszy Świętych odprawionych w intencji o uzdrowienie Męża dostałam od przyjaciół relikwie św. Jana Pawła II, stopnia I. Po uzgodnieniu z lekarzem, z szacunkiem wniosłam Je na oddział intensywnej terapii. Dołożyłam relikwie Jurkowi do ust, po czym pobłogosławiłam go olejami św. Ojca Charbela. Wieczorem 8 listopada Mąż wybudził się ze śpiączki farmakologicznej. Oddychał samodzielnie, lekko wspomagany tlenem przez nos. Otworzył oczy i spojrzał na mnie. Jakaż była moja radość! Czułam, że mnie poznał – na mój widok lekko się uśmiechnął. Wówczas nie mówił i był czterokończynowo wiotki. Kolejnego dnia Jurek został przewieziony na oddział kardiologii. Gdy przykładałam ucho do Jego ust, nie rozumiałam co do mnie mówił. Chcieliśmy go posadzić, ale nie utrzymywał pionu. Obkładaliśmy Męża kołdrą i poduszkami. Leczyli Mu odleżyny. My natomiast chwaliliśmy Pana i cieszyliśmy się, że Jurek jest wśród nas. Komunie Święte napełniały nas cierpliwością i pokorą – UFAMY JEZUSOWI. Zaczęliśmy z Jurkiem błogosławić się nawzajem olejami św. Ojca Charbela. Modliliśmy się razem. Podczas kolejnych odwiedzin Siostra Miriam powiedziała nam, że w oczach Męża widzi blask i poprosiła, aby Jurek Ją pobłogosławił. Po pewnym czasie Mąż zaczął niewyraźnie mówić, ale można było już Go zrozumieć. Był świadomy, że leżał w śpiączce, nie miał jednak poczucia czasu. Rozumiał wszystko, co się do niego mówiło. Zaczął wstawać, ale chodził tylko przy pomocy „balkonika”. Po ok. tygodniu od wybudzenia pojechał na rehabilitację. Wówczas zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Jurek prosił w modlitwie, aby wraz z rodziną mógł przeżyć święta w domu. 23 grudnia odebraliśmy Męża z rehabilitacji i przywieźliśmy do domu. Jurek chodził już samodzielnie. Lekarze byli pełni zachwytu. Tak naprawdę wiedzieli, że po ludzku to było niemożliwe. Jeden z lekarzy szczerze powiedział Mu, że gdy trafił na OIOM byli przekonani, iż nie przeżyje więcej niż 4 dni. My wiemy, że Pan Bóg za przyczyną św. Ojca Charbela był i Męża uzdrawiał.
Święta Bożego Narodzenia przeżyliśmy rodzinnie i radośnie. Jednak radość z pobytu Jurka w domu nie trwała zbyt długo. Rankiem 31 grudnia stan Męża ponownie się pogorszył i musieliśmy pojechać do szpitala. Na dyżurze był ten sam lekarz, który go wcześniej reanimował. Przywitał nas serdecznie. Czy to przypadek? Jestem przekonana, że nie. Pewien zaprzyjaźniony ksiądz powiedział nam kiedyś, że przypadki znane są jedynie w języku polskim. Ja się z tym w pełni zgadzam. Zespół lekarzy kardiochirurgii podjął decyzję o konieczności natychmiastowej operacji – bajpasów. Pobłogosławiłam Jurka olejami św. Ojca Charbela. Prosiłam, aby podczas operacji był razem z nim. Znów całą rodziną modliliśmy się pod salą operacyjną odmawiając różaniec i koronkę do Miłosierdzia Bożego. Operacja była bardzo ryzykowna, ale udała się. Mąż wracał do sił w bardzo szybkim tempie. 12 stycznia 2017 ponownie przewieziono Męża do szpitala rehabilitacyjnego w Kowanówku. Do domu Jurek wrócił ostatecznie 13 lutego 2017 roku, był to dzień Jego 59 urodzin. Po powrocie ze szpitala Mąż zaczął opowiadać co przeżył będąc w śpiączce. Na początku czuł, że leży przygnieciony pod ciągnikiem samochodowym z bardzo niskim zawieszeniem. Po pewnym czasie został uwolniony i leżąc na łóżku ujrzał starca w kapturze z brodą, który codziennie wieczorami przychodził do niego i kładł się naprzeciw, pilnując go. Cały personel medyczny obchodził go tak, aby go nie nadepnąć. Ponadto z boku po prawej stronie łóżka na maszynie leżało dwoje niemowląt (myślimy, że były to nasze dzieci, które przed laty utraciliśmy). W trakcie, gdy Jurek opowiadał wzięłam do ręki czasopismo „Miłujcie się”, gdzie na pierwszej stronie było zdjęcie św. Ojca Charbela. Spojrzał i bez wątpliwości stwierdził, że to jest właśnie ten starzec, którego codziennie widywał wieczorami. Pragnę nadmienić, iż Mąż wcześniej nie znał i nie słyszał o św. Ojcu Charbelu.
Obecnie Jurek cieszy się zdrowiem. Jesteśmy świadomi, że został cudownie uzdrowiony dzięki modlitwie wielu ludzi, a przede wszystkim przez wstawiennictwo św. Ojca Charbela. Całe to zdarzenie miało miejsce w szpitalu Przemienienia Pańskiego w Poznaniu.

Magdalena z Chodzieży

13 Comments

Leave a reply

Your email address will not be published.