Okruchy Ziemi Świętej

 
 
 

BARBARA ROTTER–STANKIEWICZ

Okruchy Ziemi Świętej

-Pomyślcie.. Dwa tysiące lat temu, o tej samej porze, może właśnie tędy Go prowadzili? Też była noc… – mówi ściszonym głosem ksiądz Jarek Cielecki. Zaczyna odmawiać różaniec. Idziemy we czwórkę ciemnymi i prawie pustymi ulicami Jerozolimy. Wtedy tych domów nie było, nie było samochodów, a przemykający przechodnie nosili inne stroje. Ale na niebie świeciły te same gwiazdy, pod stopami była ta sama ziemia, a w ciemności rysowały się te same wzgórza.
Tajemnice bolesne… Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario… Najpierw półgłosem, potem głośniej, żeby nie zginęły w hałasie narastającym w miarę zbliżania się do centrum.
Przechodnie nie dziwią się niczemu. To miasto słyszy różne modlitwy, wznoszone do Boga o różnych porach dnia i nocy.

Nazaret
Południe. Głosy dzwonów z bazyliki mieszają się z modlitewnym zawodzeniem muzułmanów, którzy starają się je przekrzyczeć. Stara Arabka czujnie przygląda
się z balkonu przechodzącym pielgrzymom. Podbiega handlarz dewocjonaliami. Nie ma drobnych? Zaraz będzie czym wydać i ze studolarowego banknotu!
Dom z balkonem ożywa. Ktoś przynosi sprzedawcy bilon. Różańce sprzedane…
A tam obok – cisza. Białe, nagrzane słońcem mury strzelistej bazyliki otulają skromny domek Matki Bożej. Każdy znajdzie tu gościnę, zaciszny kąt. I może nawet
spotka anioła, który przyleci z jakąś dobrą nowiną?
Ain Karem
To tędy szła? Tak daleko? I jeszcze pod górę… Może jechała na osiołku, ale na pewno nie podróżowała klimatyzowanym autobusem… Taki kawał drogi tylkopo to, żeby kogoś odwiedzić i mu pomóc. Ile to kilometrów? Jak Ona sobie poradziła? Sama była w ciąży, a jeszcze przez trzy miesiące troszczyła się o Elżbietę. Na pewno dobrze się rozumiały… No i mogła oddychać chłodnym, pachnącym powietrzem, patrzyć na urzekający widok
– opadające tarasami wzgórza, zielone doliny, przebijające bielą skały. I co rano słyszała ptaki rozśpiewane tak samo jak teraz. Zasłuchała się, zapatrzyła na to piękno.

Betlejem
Strome uliczki, wąskie przejścia, karkołomne schodki. Bazylika Narodzenia, a w niej najważniejsze miejsce świata, oznaczone gwiazdą. Gdyby nie to, można by go nie zauważyć pośród zwisających, purpurowo–złotych makat. Ale raz rozpoznane, przyciąga jak magnes. Kolędy śpiewa się tu cały rok. Więc brzmi: Przybieżeli do Betlejem pasterze…
Marzena jest w grocie prawie codziennie od kilku miesięcy. Pracę w warszawskiej firmie zamieniła na wolontariat w Betlejem, w klasztorze Karmelitanek, gdzie mieszka 10 sióstr, w tym 4 Polki. Z karmelu nie widać patroli i posterunków wojskowych, wieżyczek i reflektorów, muru otaczającego miasto. Całych fortyfikacji, które wymyślili ludzie niedobrej woli.
Mleczna Grota
Maleńki franciszkański kościołek, w którym zgodnie modlą się chrześcijanki i muzułmanki. – Maryja karmiła tu Jezusai kropla mleka upadła na skały. Stądich biel – opowiada przewodnik. A nieopodal groty mlecznej –„grota szczęśliwa”– ściany zawieszone fotografiami niemowląt i dziękczynnymi listami. Podziękowaniami dla Matki, która wysłuchała
próśb o to, by i oni mogli cieszyć się dzieckiem. Listy, zdjęcia, orzeczenia lekarskie w różnych językach – po arabsku, chińsku, francusku, angielsku – ze wszystkich
kontynentów i z dziesiątków krajów. Z Polski też.

Naim
Zbaczamy w wąską, stromą drogę. Aż strach jechać tędy ociężałym autobusem. Naim. Przy niepozornej świątyni, wybudowanej na pamiątkę cudu wskrzeszenia
chłopca, oblegają nas dzieci. Znanymi na całym świecie gestami proszą o pieniądze, ale nie gardzą też słodyczami. Ich matka otwiera kaplicę, żebyśmy mogli się pomodlić i przy okazji zostawić parę dolarów na ofiarę. Powinny jej wystarczyć na kilka dni na utrzymanie takiej gromadki. Obok kościółka – śmietnik. Kury rozgrzebują ziemię, walają się jakieś rupiecie, wiszą szmaty. Po drugiej stronie dróżki – niewielki meczet. Stoją przed nim całkiem niezłe samochody.

Kafarnaum
Kościół zawieszony nad miejscem, gdzie stał dom świętego Piotra. Jak latarnia morska: przeszklony, jasny, słoneczny. W pięknym miejscu bywał najsławniejszy Rybak Świata… W pięknym mieście, którego ruiny przemawiają po dwóch tysiącach lat. Chodził między tymi budowlami, tu, w domu Piotra mieszkał, spotykał
się z uczniami, dokonywał cudów.
Archeolog, który przez dziesięciolecia pracował w Kafarnaum, zażyczył sobie, by pochowano go na terenie wykopalisk, ponieważ ma pewność, że Jezus często tędy przechodził. Jezusowe ślady będą tu coraz mniej widoczne, bo trudno je będzie znaleźć na hotelowych plażach, kempingach, obozowiskach, bo plany zagospodarowania całego wybrzeża Jeziora Galilejskiego na cele turystyczne są całkiem realne.

Jezioro Galilejskie
Przymglona tafla wody. Wokół łodzi krążą rozkrzyczane mewy, w locie łapiąc rzucane okruchy. Co odważniejsze zahaczają o burtę. Koniec uczty. Zniechęcone ptaki zostają w tyle. Słońce zaraz zniknie za wzgórzami, mgiełka wokół różowieje. Ciszę mąci tylko jednostajny pomruk silnika, choć to przecież replika łodzi Jezusa, co wypisano czarno na białym, na rozdawanym pod koniec podróży certyfikacie, potwierdzającym odbycie rejsu.
Jezioro wciąż to samo. Jego. I te same pagórki dookoła. A gdyby tak zaszyć się gdzieś na tej łodzi? Nie zauważyć chroniącego przed deszczem i słońcem dachu
ani plastykowych ogrodowych krzeseł. Ani zbliżających się coraz bardziej sylwetek nadbrzeżnych hoteli Tyberiady.
– Czy ktoś może mi wytłumaczyć, w jakim celu płynęliśmy tą łodzią? – pyta kobieta obok.

Tyberiada
Idziecie ze mną? – pyta ksiądz Jarek. Jest już dość późno, ale decydujemy się od razu, chociaż nie znamy celu wycieczki. Ksiądz ma ze sobą niewielki, tajemniczy neseserek. Idziemy dość długo, kluczymy. W końcu dochodzimy do brzegu jeziora. Ksiądz prawie po omacku znajduje duży, płaski głaz, który zamienia na ołtarz. Jest całkiem ciemno, nikt nie zabrał latarki, ale jedna z osób ma przypadkowo zapalniczkę. Ksiądz czyta Ewangelię Świętą przy jej migocącym płomyku. Eucharystia nad brzegiem Jeziora Galilejskiego. Nie zapomnę jej do końca życia.

Pustynia
Gorąco. Skały, biało-popielaty pył. I jeszcze ten klasztor zawieszony na zboczu. Jak oryginalnie! A widok z Góry Kuszenia musi być fantastyczny! Dla Niego to nie była egzotyka, tylko zwykła, pusta pustynia.
W ślad za pielgrzymami nadjeżdżają handlarze. Oferują korale, bransolety, wisiorki. Szlachetne kamienie, srebro.
W miarę upływu czasu ceny spadają.

Góra Tabor
Serpentynami pod górę, na sam szczyt, by znaleźć się tam, gdzie pokazał ludziom swoją inną twarz. I popatrzeć na okolicę, na którą spoglądał. Nagle zmienia się pogoda. Zaczyna padać deszcz. Jaki był tamten dzień, kiedy zobaczyli Go jaśniejącego i chcieli rozbić trzy namioty?
Późnym wieczorem siedzimy na tarasie hotelu w Tyberiadzie. Bezchmurne, rozgwieżdżone niebo, wieje silny wiatr. Ksiądz Jarek opowiada o Górze Przemienienia, która jest gdzieś tam, na wschodzie. Odwracam głowę. Nisko na niebie widać dziwne, prawie purpurowe, nieregularne światło. To pewnie księżyc wschodzi pomiędzy poszarpanymi chmurami. Po chwili blask znika. Nie ma nawet poświaty.

Jerozolima
Cóż za widok! Jerozolima jak na dłoni. W słońcu błyszczą złote kopuły, razi w oczy biel murów. Nic, tylko stać i się zachwycać. Cieszyć oczy coraz to nowymi dostrzeganymi szczegółami, wyławiać z krajobrazu poszczególne budowle, drogi, egzotyczne drzewa. Bajka, kiczowata, trójwymiarowa pocztówka.
Z tego samego tarasu popatrzyć też można na drugą stronę, w dół, gdzie na śmietniku „pasie się” wychudzony
koń, a po zagraconym i brudnym podwórzu biegają maluchy, którym turyści rzucają drobniaki. Ciekawe, czy dlatego, żeby wrócić w to miejsce? Z wysokości kilkudziesięciu metrów widać doskonale, jak monety toczą się po stromej ścieżce, wpadają w zakamarki pomiędzy zabudowaniami, a dzieciaki pracowicie ich szukają. Co za radość, gdy znajdą! Centy i szekle, zamiast na dno jeziora, sadzawki albo wykopalisk, trafiają do rąk malców.

Ogród oliwny
To nie te same oliwki. Ale wyrosły z tych samych korzeni. Liczą setki lat. Poskręcane, wydaje się, że skamieniałe
pnie, z których wciąż wyrastają nowe gałązki i owoce.
Bywał tu częstym gościem. Pod którym z drzew przechadzał się, odpoczywał, może spał? Pod którym, w tamtą noc zostawił uczniów, by odejść i się modlić? Mieli
czuwać, ale zmorzył ich sen. Bo w ciepły, cichy wieczór, przy podmuchach wiatru liście pewnie szemrzą jak kołysanka.

Via Dolorosa
Wielki jarmark. Na zakręcie wąskiej, stromej uliczki, właściwie przejścia między sklepikami, widnieje tabliczka: „Station 7”. To nazwa stoiska – ta prawdziwa stacja jest kawałek dalej, dużo mniej rzucającasię w oczy. Zamieszanie. Trzeba wcisnąć się między kramy – środkiem uliczki majestatycznie przejeżdża traktor załadowany górą śmieci. Może kierowca nas nie zauważył, bo nie dźwigaliśmy wielkiego krzyża? Każdy niósł swój własny, czasem tak dobrze schowany, że aż niewidoczny. Te okazałe można pożyczyć od Arabów
za kilkanaście dolarów na początku Via Dolorosa. Na końcu odstawia się je pod ścianę. Już nie ciążą nikomu. Bezradnie stoją pod murem bazyliki poskładane jak ostrewki na polu. Czekają na swoją krzyżową drogę powrotną.

Golgota
To tak blisko siebie? Ten grób i miejsce, w którym stał krzyż? Ile to może być metrów? W prostej linii pewnie kilkanaście. I jeszcze strome schody. Ale wtedy
schodów nie było. Trzeba było nieść krzyż ostro pod górę po ubitej ziemi, wyślizganych skałach. Teraz stoi tu ołtarz. Przychodzą tłumy. Niektórzy docierają do świętego miejsca na kolanach, inni klękają dopiero tuż przed ołtarzem. Rozmodleni, skupieni, wzruszeni. Prawosławni, katolicy, ale i… tradycjonaliści, którzy
chcą tylko zaliczyć jeszcze jeden znany „zabytek” w Ziemi Świętej. Ludzie w różnym wieku i różnych narodowości. Jacyś młodzi Azjaci podchodzą do ołtarza, ustawiają się po jego obu stronach, opierają łokciami i patrząc w wycelowane obiektywy kamer i aparatów uśmiechają radośnie. Już? Oj, coś nie wyszło. Trzeba powtórzyć. Więc jeszcze raz: poza, uśmiech, migawka… O key! Można iść dalej.

Grób Pański
Przy Grobie jakiś dziwny ruch, prawie krzyki. Buchnął płomień. Brodaty mnich strofuje młodego człowieka, który pokornie przeprasza… Najwidoczniej chciał odpalić
światło od jednej z lamp wiszących przed Chrystusowym Grobem. Tym naprawdę jedynym pustym na świecie. Można do niego wejść, zobaczyć, dotknąć kamiennej płyty. Tej samej. Nierealne staje się realne, tak jak przed dwoma tysiącami lat niemożliwe stało się możliwe.
Klęcząca naprzeciw nastolatka wstaje i wymachuje ręką w moim kierunku; chce, żebym się przesunęła, bo przecież musi zrobić zdjęcie pustego grobu. A ja weszłam jej w kadr i psuję kompozycję obrazu.

Emaus
Drogowskaz z napisem „Emmaus”. Kwitnące drzewa, spomiędzy których wyłaniają się zarysy kamiennych budowli. I skromna, franciszkańska świątynia na pamiątkę spotkania, które apostołowie mają za sobą, a które przed nami.

Zdjęcia: Babarra Rotter-Stankiewicz

 

ZOBACZ ZDJĘCIA

Leave a reply

Your email address will not be published.